VIII

359 15 7
                                    

Płatki już dawno zmiękły od mleka, w misce powstała breja, której nie miałam ochoty już jeść. Żołądek zwinął się w kłębek, a przełyk zmniejszył się do najmniejszych rozmiarów. Myślałam, że wyprowadzka z tego domu coś da.

Ale nie dała, bałam się o trójkę braci. Nie mówiłam rodzicom o tym, co się tam dzieję. Nie chciałam ich martwić. A Alfiemu wmówiłam, że jedziemy odwiedzić dziadków na kilka dni. W końcu jakbym mu powiedziała prawdę, że nie zamierzamy wracać do jego taty, zrobił by awanturę. Nie miałam humoru go uspakajać. 

Uspokoić sześciolatka, to tak jakbym chciała zatamować lawinę w górach. Czasem małe kłamstwo jest lepsze niż prawda. Ares musi przemyśleć swoje zachowanie, w końcu nabił mi dość sporego siniaka na ramieniu. Zerknęłam na mamę, która za bardzo mi się przyglądała. 

Była ubrana w swoją szarą koszulę nocną, z nadrukiem psa w fioletowych spodenkach a jej brązowe włosy rozchodziły się w każdą stronę świata. Miała podkrążone oczy, które były normalne u niej. A ona sama nie próbowała ich zakrywać. 

- Więc? - zaczęła. 

- Więc co? - oparłam łokcie o stół a głowę położyłam na swoich dłoniach. 

- Więc co się dzieje, widzę po tobie, że jesteś jakaś inna odkąd przyjechałaś. Ojciec mówił na poważnie z tym kluczem, jeśli Ares cię skrzywdzi. 

- Mamo proszę, nic mi nie zrobił. 

- Więc dlaczego przyjechaliście? Znaczy wiesz, możecie przyjeżdżać kiedy tylko chcecie, ale nieco nas zaniepokoił twój telefon. - podniosła kubek z kawą, uważnie mnie obserwując. Jej wzrok wręcz mnie przygniatał. 

- Nic się nie stało - wzruszyłam ramionami. - nie mogę się po prostu przyzwyczaić, że nie mieszkam z wami. 

- Bluebell, masz dwadzieścia pięć lat...

- Tak wiem, ten moment musiał kiedyś nadejść, że się od was wyprowadzę. Jestem już dorosła, mam dziecko i powinnam się przyzwyczaić. - przerwałam jej. 

Rodzice byli samowystarczalni, ojciec wyprowadził się od dziadków w wieku osiemnastu lat a mama w siedemnastu. To nie tak, że mieli złe stosunki ze swoimi rodzicami, bo tak nie było. Po prostu zakochali się w sobie nawzajem i postanowili w dość szybkim tępię ze sobą zamieszkać, a chwilę po ich ślubie urodziło się ich pierwsze dziecko. 

Swoich rodziców, odwiedzali bardzo rzadko. Byli zbyt zajęci sobą, i swoimi pociechami. Aczkolwiek, codziennie rozmawiali z nimi przez telefon. Może ze mną było by tak samo, gdyby nie fakt, że mieszkam z osobą której nie kocham. A jego matka ma nie równo pod sufitem. 

- Mam rozumieć, że nie powiesz prawdy? Z ojcem widzimy, że coś się dzieje. 

- Nic się nie dzieje. Nie jestem taka jak wy, mieszkam z osobą do której nie czuje kompletnie nic. W dodatku Bastan się z nikim od nich nie dogaduje. 

- Nie zwalaj wszystkiego na mnie. - do kuchni wkroczył mój skretyniały starszy brat. W samych bokserkach. 

- Ubrałbyś się! - skarciła go mama. - co jeśli był by to Alfie? 

- Ale go tutaj nie ma - rozłożył ręce po bokach i zgarnął miskę z moimi płatkami. - poza tym, nic nie pokazuje. Niech podziwia jak zbudowany jest jego wujek.  - wolną ręką poklepał swoje lekko widoczne mięśnie na brzuchu. - lepiej, żeby widział mnie niż swojego dziadka z piwnym brzuchem. Wtedy to by miał traumę. 

- Jesteś bezczelny - ojciec zjawił się w kuchni, trzymając za rękę swojego wnuka. 

Kuchnia była dość mała, już przy pięciu osobach robił się w niej dość duży tłok. Zdecydowanie jeśli chodziło o wielkość pomieszczeń i w ogóle o cały dom, wolałam ten rodziny Bastos. Chociaż w nim liczba pięciu osób nie robiła zbytnio wielkiego wrażenia. A do środka można było zaprosić całą setkę ludzi. 

Diabelska Gra.  |Zawieszone|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz