Toczy się walka o dobrobyt
Na którą nie umiem patrzeć
To nie jestem nigdy ja
Bo poddaję się zanim
Usłyszę strzałZawsze znajdzie się wytłumaczenie
Trudna wymówka
Którą łatwo przyjąć
Skreślone odpowiedzi
Pogniecione karty
To wygląda ładniej
Kiedy sam też jestem obdartyIle starań jest wart
Przeliczony kant
Kiedy druk odchodzi w szelest
Kiedy obok rozgrywają się starania
O rzeczywistość i pochwałę
Cała nieustalona sprawiedliwość
Poszła na marneGodziny utracone
Nic z nich nie będzie
Tak samo jak z tego odbicia
Polegam na szansach
O których nie słyszałemWierzę w wyjaśnienia
I wierzę w wyrównanie
Szczęście mam w tym
Czego brakuje mi najbardziejZnajomy ucisk
Przychodzi wtedy gdy
Z pozoru nie powinien
Ratuje mnie od zbytnich osiągnięć
Oddaje je tym
Którzy nie potrzebują tyłu starańPrzewiduję przyszłość
Tą swoją, prawie mozolną
Widzę porażkę tam
Gdzie da się dostrzec
Jedynie śladA teraz mówisz
Że jeszcze będzie lepiej
Usłyszałem że
Papiery mnie nie skreślą
Szukam siebie w szkołach
Dla tych których
W innym miejscu nie wezmąMogę być jeszcze taki sam
Póki siedzę i biegam
Nic nie jest przesądzone
Największe rozważania
Przekazuję tylko ja
Ja i mój jednolity pogląd
CZYTASZ
Wiersze mojego cienia
Poesía„Dwie części Odchodzą od siebie Ta która boli bardziej Woła tylko o zapomnienie"