Love

417 28 34
                                    


dajcie komentarze to wstawię dziś jeszcze jeden

#drunkcallff na Twitterze!

Wieczorem Louis stał na leśnej drodze oparty o maskę swojego samochodu, rozglądając się dookoła za jakakolwiek żywą duszą.

Był podekscytowany faktem że zaraz wręczy swojemu szefowi całą zarobioną kasę, a w zamian otrzyma wypłatę. Słysząc w oddali dźwięk opon sunących po ubitej piaszczystej drodze zaciągnął się papierosem ostatni raz, po czym upuścił peta na ziemię i przydeptał go butem, szykując się do przeprowadzenia rozmowy.

Czarny Range Rover zatrzymał się przed nim, sprawiając że siwa chmura piaszczystego pyłu uniosła się w górę, utrzymując się w powietrzu naprawdę długo. I zanim opadła, z auta zdążyła wylecieć trójka barczystych kolesi, którzy od razu zmrozili szatyna wzrokiem.

Zadanie Louisa w ich zespole było proste; miał przyjąć daną liczbę narkotyków, sprzedać je wyznaczonym osobom i przy okazji nie mógł dać się złapać. Nie był nikim ważnym i szef trzymał go z dala od brudnej roboty, chcąc aby robił tylko to co ma robić. Nie był mu potrzebny chłopiec, który sam nie wiedział kim jest.

— Cześć Tommo! - Uradował się starszy siwowłosy mężczyzna, który znajdował się między pozostałą dwójką mężczyzn. — Jak leci?

— Po staremu. - Odpowiedział beznamiętnie, wkładając dłonie do kieszeni. — Dzięki że zgodziliście się przełożyć spotkanie.

Mężczyzna zaśmiał się pod nosem i wyciągnął dłoń w stronę chłopaka, w którą już po chwili otrzymał gruby plik pieniędzy. Zaczął wszystko przeliczać i kiedy z jego obliczeń wyszło że zarobili więcej niż powinni, spojrzał zszokowany na szatyna, który jedynie cwano się uśmiechnął.

— To za ładne oczy. - Puścił mężczyźnie oczko, sprawiając że cała trójka głośno się roześmiała.

— Wiedziałem że nie będę żałować. - Mężczyzna odetchnął z ulgą i złapał ramię Louisa. — Będziemy dziś w klubie. Wpadasz do nas? - Zapytał odliczając od danej kwoty wypłatę dla szatyna.

— Ostatnio nieźle popłynąłem, chyba mi wystarczy. - Powiedział lecz mimo wszystko na wzmiankę o klubie jego oczy błysnęły z podekscytowania.

Mężczyzna sprawnie zgiął banknoty, aby w końcu dać Louisowi jego działkę, dając mu trochę więcej niż powinien. Postanowił nagrodzić dzieciaka. Szatyn z uśmiechem na twarzy przyjął wypłatę, lecz ten szybko zniknął z jego twarzy, kiedy po rozprostowaniu banknotów ujrzał między nimi biały proszek w woreczku. Szybko uniósł wzrok na mężczyznę, który jedynie wystrzelił brew w górę, wlepiając w młodzieńca pytające spojrzenie.

— Nie biorę. - Odchrząknął niebieskooki przełykając ślinę. — Nie chcę w to wpaść. - Oznajmił chcąc oddać narkotyki szefowi.

— Są twoje. Sam zdecydujesz co z tym zrobisz. Możesz spuścić w kiblu, sprzedać, wziąć. Wyślę ci adres klubu, liczę na to że się pojawisz. Nawet nie wiesz jak kurewsko seksowne laski się tam bujają. - Zagwizdał poklepując ramię niebieskookiego. — Trzymaj się, synu. Masz wolne do... - Parsknął. — Powiedzmy że od dziś, to jest czwartek... - Zmrużył jedno oko. — Do poniedziałku włącznie. We wtorek wpadaj po towar.

Louis obserwował to jak mężczyźni w cudownych humorach wracają do auta a on sam stał przed swoim samochodem jak słup, obserwując to jak starsi wsiadają do samochodu, a już po chwili pojazd zaczyna rozpływać się w oddali.

Dokładnie obserwował tył auta, pogrążając się w myślach.

— Daj się przejechać. - Mruknął szatyn przywierając do boku zielonookiego.

Drunk Call | Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz