Rozdział 3

769 30 19
                                    

 - Miley, wstawaj! Spóźnisz się do szkoły!

Cóż, krzyk mojej matki zawsze mnie rozbudzi.

Ale tym razem i tak nie spałam, więc niepotrzebnie krzyczała...

Piątek.

Dzień mojej zguby.

Czwartek minął mi...znośnie.

Jednak od dwóch dni nie mógł mi wyjść z głowy pewien brunet, którego nienawidziłam od zawsze.

No właśnie, nienawidziłam.

Czy teraz tak jest? Nie mam pojęcia.

Oczywiście dalej mnie wkurwiał jak mało kto ale czy to dalej była nienawiść?

Przez całą czwartkową noc rozkładałam na czynniki pierwsze to co się stało między nami.

Bo miałam nieodparte wrażenie, że po moich urodzinach coś się zmieniło.

Szkoda, że wtedy jeszcze nie wiedziałam co...

Cóż, był piątek a idzie za tym mecz drużyny koszykarskiej. Dlatego nasze dzisiejsze lekcje zostały odwołane i na dwunastą mieliśmy przyjść na mecz.

Czwartek minął mi zdecydowanie za szybko, przez co w ogóle nie mogłam przygotować się psychicznie na to, co miało nastać tamtego dnia o szóstej.

No ale kim ja jestem żeby przejmować się takimi głupotami? Przecież rodzice Nathana od razu zrozumieją aluzję i jeśli faktycznie kochali swojego syna, to będą udawać razem z nami.

Chociaż byłam w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach pewna, że ciotka Nathana razem z jej rodziną i jego babcią w to nie uwierzą.

Już za wiele razy widzieli nas razem i widzieli nasze sprzeczki.

- Miley! – krzyknęła znowu moja matka.

- Już wstaje... - wymamrotałam pomimo tego, że mnie nie słyszała.

Wygramoliłam się z łóżka i poszłam do łazienki aby skorzystać i przy okazji zrobić sobie makijaż.

Po dwudziestu minutach w końcu wyszłam z łazienki i podążyłam do swojego pokoju.

Tam ubrałam się w czarne dresy, których mam zdecydowanie za dużo i czarną bluzę z kapturem, która na plecach miała wykonany z diamencików zarys trzech nagich kobiet.

Gdy zeszłam na dół, w kuchni czekało już na mnie śniadanie w postaci tostów, które zjadłam dość szybko, ponieważ byłam niesamowicie głodna.

- Kochanie, chciałabyś się podzielić z nami po co Nathan był u ciebie przedwczoraj i nie potrafił wejść po ludzku przez drzwi? – gdy to usłyszałam, zakrztusiłam się swoim śniadaniem i spojrzałam na moich rodziców patrzących na mnie z uniesionymi kącikami ust.

Dlaczego pyta się mnie o to dziś? Nie mogła wczoraj?

Albo nie, lepsze pytanie.

Jak ona się o tym dowiedziała?!

- Mamo, skąd ty... - nie dane było mi dokończyć.

- Dziecko, to że ty zaszywasz się w swoim pokoju, nie znaczy, że ja z ojcem też tak robimy. – odparła na co uniosłam pytająco brwi bo nie rozumiałam do czego zmierzała – Widzieliśmy go przez okno tarasowe w salonie, kochanie.

- Czemu do diabła pytasz mnie o to dopiero dzisiaj? Chociaż nie. Czemu w ogóle mnie o to pytasz? – zapytałam z politowaniem.

- Bo wczoraj zapomniałam. – odparła tak, jakby mówiła o pogodzie.

Bambi [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz