Rozdział 16

688 26 9
                                    

Nathan pov:

Spakowałem do swojej torby koszulkę oraz mokry już po treningu ręcznik i ją zasunąłem, po czym wyszedłem z szatni szkolnej.

Treningi koszykówki to jedyne co zachęcało mnie do chodzenia do tej przeklętej szkoły i nie żartuję.

Przez ostatnie półtorej miesiąca ciężko pracowaliśmy, bo pod koniec stycznia mieliśmy mecz, który był jednym z największych i najbardziej wyczekanym meczem w historii naszej szkoły.

Jednak fakt, że mieliśmy coraz więcej treningów spowodował, że miałem mniej czasu na...wszystko. Nauką nie musiałem się przejmować, a moi przyjaciele rozumieli mnie jak nikt inny, bo sami na nie ze mną chodzili. Problem pojawiał się między mną, a Miley.

Owszem, sama nie powiedziała mi i prawdopodobnie nigdy nie powie, bo duma jej na to nie pozwalała, ale wiedziałem, że od jakiegoś czasu chciała spędzać ze mną większość wolnych chwil, a moje treningi nam to uniemożliwiały.

Dlatego też nie zdziwiłem się gdy w ten piątkowy wieczór zobaczyłem Miley stojącą obok mojego samochodu w czarnej bluzie z czerwonymi wstawkami, rozpiętej kurtce zimowej, która też była czarna, a na nogach miała czarne dresy i sięgające do kostki botki. Też czarne.

Typowo.

- Bambi, zasuń się chociaż. – upomniałem, na co dziewczyna przewróciła oczami, chowając telefon do kieszeni dresów.

- Bo już uwierzę, że się o mnie martwisz. – sarknęła – O nie! Miley! Będziesz chora! Co ty sobą reprezentujesz! – zaczęła udawać coś na rodzaj mojego głosu, drażniąc się ze mną.

To była akurat sytuacja sprzed tygodnia.

- Wiesz, że tak jest. – stwierdziłem, otwierając samochód.

Cóż, od września sporo się zmieniło i obydwoje zdawaliśmy sobie z tego sprawę, ale gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że pozwolę komuś wsiąść do mojego samochodu, to bym go wyśmiał. Zwłaszcza, że tym kimś była Miley Anderson.

Dlatego też po pamiętliwej imprezie na Halloween, zacząłem wozić Miley wszędzie. Dosłownie. Warto też dodać, że zacząłem robić to z własnej woli.

I było tak przez cały listopad, aż do połowy grudnia. Też muszę przyznać, że nie znudziło mi się to ani na chwilę.

Nim Miley zdążyła otworzyć drzwi, podbiegłem do niej i sam je otworzyłem, po czym pocałowałem dziewczynę w policzek.

Oczywiście w formie przywitania. Żeby nie było.

Miley uśmiechnęła się nieznacznie i weszła do środka, a ja szybko okrążyłem samochód i sam do niego wsiadłem.

- Kierunek mój dom, panie Tremblay. – powiedziała rzeczowo, Miley, a ja cicho parsknąłem.

- Się robi, szefowo.

I tak minęła nam piętnastominutowa droga, którą przerywał głośny śmiech brunetki, a czasem i mój.

Wchodząc do domu Miley nie spodziewałem się, że kogoś tam zastaniemy, dlatego od razu po przekroczeniu progu jej domu, poszedłem do kuchni, aby zrobić sobie coś do jedzenia.

Gdy byłem zwarty i gotowy do zrobienia sobie tostów, niemal dostałem zawału kiedy usłyszałem zza moich pleców odchrząknięcie. A jednak ktoś był w domu, oprócz nas. Tym ktosiem okazała się być mama Miley.

- Nathan, chciałbyś mi wyjaśnić dlaczego przesiadujesz tu dosłownie codziennie i okupujesz moją lodówkę? – zaśmiałem się nerwowo.

- Rebecco, musisz wiedzieć, że nie mam złych zamiarów wobec twojej córki, a jeśli chodzi o twoją lodówkę to po prostu...nie karmią mnie w domu. Chyba wiesz jak jest. – wymyśliłem na poczekaniu, a wyraz twarzy mamy Miley jasno mówił, że nie wiedziała jak było.

Bambi [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz