Wizerunek mężczyzny

11.9K 250 204
                                    

Allison

Drugi kwietnia, najbardziej wyczekiwany dzień tygodnia. Wyczekiwany z dwóch powodów. Wreszcie możemy zacząć upragniony weekend. Drugim z powodów był nadchodzący mecz. Ten temat nie schodził z języków uczniów przez cały tydzień. Czekałam na jakieś nowinki od Thomasa na temat naszych przeciwników. Niedoczekanie. W naszej przyjaźni to on był naczelnym agentem FBI. Dla blondyna nie było rzeczy niemożliwych do znalezienia. W maksymalnie dziesięć minut potrafił znaleźć dziewczynę jedynie po kolorze jej paznokci. Byłam w niemałym szoku, kiedy powiedział mi, że nic z tego. Wiedzieliśmy razem tyle, co nic.

Z chłopakiem znam się od zawsze. Nasi rodzice przyjaźnili się długo przed naszymi narodzinami, więc wyszło na to, że całe dzieciństwo spędziliśmy razem tworząc wieloletnią przyjaźń. Davis jest chodzącą kupą energii. Jeśli mam gorszy dzień to on zawsze rozbawi mnie do łez kolejnym głupim żartem o blondynce. Bo taki właśnie był Thomas. Śmiał się ze wszystkiego i wszystkich, ale kiedy potrzebowałam realnego wsparcia to zawsze mi je dawał w nadmiarze. Był przy mnie zawsze, kiedy go potrzebowałam. Kiedy wszyscy znajomi mnie zostawili czy pierwszy chłopak zranił. Był kiedy wpadłam w największy dołek życiowy. Gdy każdy jedynie pierdolił o tym jak potrzebuję pomocy to właśnie Thomas Davis realnie mi pomógł. Podał mi pomocną dłoń, a teraz ja musiałam ją podać dalej. Nigdy nie będę w stanie odwdzięczyć mu się za to wszystko co dla mnie robi.

Mecz rozpoczynał się o godzinie czternastej, więc miałam czasu pod dostatkiem. A przynajmniej takie miałam wrażenie. Kiedy w pełni wypoczęta sięgnęłam po telefon, wiedziałam jedno. Thomas mnie zabije. Było kilka minut przed dwunastą, ale on musiał być na miejscu przynajmniej pół godziny przed, aby jak on to powiedział "zająć odpowiednie miejsce". Musiałam ruszyć się z łózka i zacząć przygotowania, aby doprowadzić się do względnego porządku. Odpuściłam se śniadanie, bo tego nie było w moim planie dnia. Zeszłam na dół i skierowałam się do łazienki, gdzie zrzuciłam z siebie piżamę. Chwilę spoglądałam na odbicie swojego ciała w lustrze. Nigdy nie należało ono do idealnych. Nie miałam ani za dużo ani za mało, jednak nigdy w pełni się sobie nie podobałam. Na moment skupiłam się na moich udach, które przyozdobione były licznymi bliznami. Były moim odwiecznym kompleksem i powodem do wstydu. Od jakiegoś czasu było znacznie lepiej i nie używałam już srebrnego przedmiotu na moich udach. Potrząsnęłam głową i weszłam do kabiny. Odpaliłam wrzącą wodę chcąc zmyć z siebie te destruktywne myśli. Zmuszona byłam również do umycia włosów, bo były aż tak tłuste, że śmiało można by było smażyć na nich frytki. W ostatnim czasie nie miałam na to siły. Po skończonym prysznicu osuszyłam się ręcznikiem, który owinęłam wokół ciała. To samo zrobiłam z włosami. Wpadłam do pokoju i szybko zabrałam z niego luźną koszulkę i spodenki. Następnie wróciłam do łazienki z zamiarem wysuszenia włosów. Z szafki pod umywalką wyciągnęłam suszarkę, którą podłączyłam do prądu. Zimne powietrze przyjemnie zawiało w moją twarz. Nie dosuszyłam włosów do końca dając im szansę na naturalne podeschnięcie. Wyszłam z pomieszczenia z telefonem w ręku, z którego puściłam Daylight, które ostatnio jest moim nałogiem. David Kushner zdecydowanie zawładnął moim sercem.

- Oh, I love it and I hate it at the same time. You and I drink the poison from the same vine. Oh, I love it and I hate it at the same time. Hidin' all of our sins from the daylight. From the daylight, runnin' from the daylight. From the daylight, runnin' from the daylight. Oh, I love it and I hate it at the same time. - śpiewałam na cały dom wczuwając się w tekst piosenki.

Usłyszałam głośne stuknięcie w ścianę na co automatycznie podskoczyłam z miejsca. Piosenka leciała dalej, a moim oczom ukazał się nie kto inny jak mój przyjaciel.

Controlling My DestinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz