Wyciszenie mroku

7.8K 167 122
                                    

Allison

- Wybacz, ale porywam twojego przyjaciela. - rzuciła do mnie nowa towarzyszka blondyna. - Baw się dobrze. - dodała po czym złapała go za kołnierz koszuli.

- Dasz sobie radę? - zapytał lekko pijany.

- Jasne.

- Ale na pewno? Jak chcesz to cię odwiozę. - jego dłoń ciężko opadła na moje ramię.

- Po pierwsze jesteś pijany, a po drugie, idioto ty nawet auta nie wziąłeś. - palnęłam się otwartą ręką w twarz. - Leć do swojej koleżanki, póki jeszcze masz szansę.

- Naraaa! - rzucił do mnie na odchodne.

Pokręciłam rozbawiona głową. Byłam zdana sama na siebie, lecz nie zamierzałam psuć sobie zabawy. Będąc tutaj kompletnie sama nie mogłam przesadzać z alkoholem, a to oznaczało, że moje plany legły w gruzach. Podeszłam do baru i zamówiła drugie mojito tego wieczoru, które piłam wolniejszym tempem. Chwyciłam napój w obie ręce i obróciłam się tyłem do baru, obserwując przy tym bawiących się ludzi. Moje oczy samoistnie zaczęły szukać Alexandra wśród tłumu ludzi. Nie chciałam tego, to wszystko to była jedynie chwila słabości i dobra zabawa. Nic nieznacząca zabawa, o której każde z nas rano zapomni. Wypiłam ostatni większy łyk, po czym odstawiłam naczynie i ponowie poszłam tańczyć. Z czasem muzyka zmieniła się na znacznie żywszą, lecz ja z każdym kolejnym utworem miałam coraz mniejszą ochotę na dalszą zabawę. Przetańczyłam łącznie trzy piosenki, nim moje chęci spadły do zera. Od ostatnich słów Davisa minęła niecała godzina, więc uznałam, że pora się zmywać. Powoli kierowałam się w stronę wyjścia, ale zahaczyłam jeszcze o toaletę, gdzie załatwiłam swoją potrzebę. Podeszłam do ostatniej umywalki i puściłam wodę.

- Kochanie, dam ci jedną dobrą radę. Trzymaj się z dala od Sheltona. - zawarczała w moją stronę jedna z blondynek, które wcześniej napotkałam w tym samym miejscu.

- Odsuń się, bo mnie jeszcze wścieklizną zarazisz. - odepchnęłam ją mokrą ręką, by wyjść z pomieszczenia.

Otarłam dłonie o materiał sukienki, którą następnie pociągnęłam delikatnie w dół. Podeszłam do szatni, gdzie moje rzeczy podał mi młody chłopak. Wyszłam z budynku i momentalnie poczułam gęsią skórkę na swoich ramionach. Nałożyłam na siebie kurtę, na ramię torebkę i ruszyłam do przodu. Musiałam oddalić się z tego miejsca. Usiadłam na najbliższej ławce i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo bolały mnie stopy. W ciągłym tańcu nie byłam w stanie tego poczuć. Odpaliłam telefon i spojrzałam na ekran, który wskazywał godzinę za sześć pierwszą. Oparłam łokcie o kolana i przymknęłam oczy. Dopiero teraz uderzyło we mnie zmęczenie. Głowa niemiłosiernie pulsowała i nie dawała za wygraną. Jedyne co mnie ratowało to świeże powietrze. Przez dłuższą chwilę siedziałam bezczynnie na ławce, aż w końcu zdecydowałam się na zamówienie taksówki do domu. Znalazłam odpowiedni numer, jednak telefon mi zgasł, co świadczyło o rozładowanej baterii.

- To są chyba jakieś jaja! - westchnęłam głośno przecierając twarz dłońmi.

Wstałam z ławki i zaczęłam rozglądać się na boki. Ulica świeciła pustkami, więc byłam zdana sama na siebie. Zajebiście, co nie? Moją jedyną opcją na ten moment było przejście tych kilku kilometrów do domu. Zrezygnowana zaczęłam iść przed siebie w odpowiednim kierunku. Pomińmy fakt, że to co robiłam było trochę niebezpieczne. Nie przeszłam dużo, a na najbliższej ławce musiałam zrobić postój. Chyba przetarłam sobie nogę. Wyciągnęłam lekko stopę z buta, przetarcie znacząco poplamiło skarpetkę krwią. I ja tak miałam wracać? Z torebki wyciągnęłam chusteczkę, którą przyłożyłam w miejsce przetarcia. Całkowicie ściągnęłam but i utyrana opadłam na ławkę. Do moich uszu dotarł dźwięk nadjeżdżającego auta, który postanowiłam zignorować. Musiałam nabrać sił przed dalszą wyprawą. Dźwięk stawałam się głośniejszy, przez co nie mogłam się skupić. Odwróciłam głowę w prawą stronę i zauważyłam, że auto przystanęło na przeciwko mnie. Światło lamp mocno zaczęło bić mi po oczach, które przymrużyłam. Nie no, zaraz mnie ktoś zaciągnie do auta i porwie. Powinnam przynajmniej wstać z miejsca i być gotowa do ucieczki, a ja zamiast tego dalej leżałam na ławce. Podniosłam się do siadu i próbowałam przyjrzeć się kierowcy. Z moim wzrokiem kreta i odpalonymi światłami nie byłam w stanie niczego zobaczyć. Jak na zawołanie światła zgasły, a ja czekałam aż ktoś wysiądzie z auta, które wydało mi się dziwnie znajome. Wizja porwania uleciała w momencie, w którym rozpoznałam czarnego Mercedesa. Alexander wysiadł z auta i oparł się o maskę swojej maszyny.

Controlling My DestinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz