Rozdział 17.

14 2 0
                                    

-Jakie to było piękne...- powiedział wzruszony Noriaki spoglądając na pochówek- wiedziałem, że nawet takie rzeczy będą dopracowane... zapamiętam to, gdy dzień ostatni nadejdzie- powiedział I skierował się do Celestii. Zamknął swoje oczy i po krótkiej chwili znalazł się w jego własnym świecie.

-I jak? Wszystko już gotowe?

-To była... cudowna ceremonia...- wyszeptał- Nigdy nie widziałem nic bardziej dopracowanego...

-To był twój Pogrzeb, uważasz go za coś pięknego?

-Tak- zastanowił się- jakby nie patrzeć, w swoim pierwszym życiu nie było mi dane go przeżyć...

-Tak... wiem. Pamiętam- powiedziała ucinając temat, aby od razu go zmienić- Spotkales się z Ningguang?

-Z Ningg? Tak, widziałem ją. Teraz zapewne śpi na biurku z odbitym atramentem na włosach I twarzy- powiedział lekko posmutniajac.

-Wszystko w porządku?- powiedziała kobieta układając dłoń na jego ramieniu.

-Doszedłem do wniosku, iż najbezpieczniej będzie usunąć z pamieci całego Teyvatu moje istnienie. Wymazać je z ludzi.

-Chcesz to ponownie zrobić? Pamiętasz co było, gdy robiłeś to samo przy okazji inwazji? Rozmyłeś wspomnienia, lecz ślad po nich na zawsze został.

-Wiem, lecz to ograniczy ryzyko wydania się tajemnego portalu tu prowadzącego. Z tego co wiem, brama jest już tworzona przez Fatui. Mogą tu się wedrzec w każdej chwili, a im mniej wiedzą  tym lepiej.

-Czyli po prostu to powtórzysz?

-Nie mam wyjścia- powiedział- Siostrzyczko... Będę tęsknił. Do zobaczenia- wymamrotał i złożył dłonie.

Między nimi wytworzył się mały kształt, niewielka kula, wokół której tańczyły czerwone pioruny. Rozłożył dłonie najszerzej jak tylko mógł i klasnął a nie. Kula się rozpłynęła w wielką falę energii, rozproszyła się ona po całym Teyvacie.

Świat niewiele się zmienił. Był taki sam, lecz bez jednej osoby. Bez bardzo kluczowej osoby.

-I po wszystkim- wymamrotał chwiejąc się-Teraz musimy jedynie oczekiwać końca Celestii...

-Jak to końca?

-Tu jesteśmy śmiertelni. Gdy Fatui tu się wedrze, będziemy mieli tylko jedną szansę I jedno wyjście.

-Zabić...

-...co do jednego. Dokładnie.

-Miejmy nadzieję, że ich wizyta opóźni się o jak najdłużej. Gościna w tym miejscu może się dla nich zakończyć katastrofalnie.

-Musimy grać na czas i utrudniać im budowę bramy łączącej Teyvat z Celestią, trzeba mieć oko na nich, głównie na Dottore.

-Będziemy doglądać wszystkiego, nie martw się. Tym razem nie będziesz musiał znów niszczyć świata.

-Moja moc słabnie, możliwe, że to ostatni świat jaki stworzyłem- powiedział zaciskając dłoń w pięść- możliwe że niedługo będzie sprawiać mi problem doglądanie ludzi, wtedy będę musiał odejść...

-Co ty mówisz, Samael. Masz jeszcze archonów, oni będą sprawować pieczę nad twoim dziełem.

-Morax, Belzebub i Barbatos nie mają już gnosis, sami z siebie się tu nie dostaną, musiałbym ich tu wezwać. Mógłbym podarować im część mocy w dniu mojego odejścia...

-Zrobisz to, gdy nadejdzie ostateczny dzień. Martw się żywymi, na śmierć jeszcze nie pora, towarzyszu. To jeszcze nie czas.

________________

muszę pamiętać o umieszczaniu rozdziałów, ten jest giga stary, ale uznałem, że po takim czasie wypadałoby coś wstawić

Przybysz z Inazumy cz. IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz