Rozdział 7

186 9 0
                                    

Valerie

Poranki w Salem, jak już zdążyłam przez ten miesiąc zauważyć, do najcieplejszych nie należały. Jednak dzisiaj pogoda, mam wrażenie, specjalnie robi mi na złość. Gęsia skórka pokrywa całe moje ciało kiedy szybkim krokiem przemieszczam się chodnikiem obok uczelni i akademików.

Parada wstydu i rozpaczy.

Tylko tak można nazwać moja kilkuminutową ucieczkę do mieszkania z miękkiego łóżka i od ogrzewającego mnie ciała Ethana. Moralny kac zjada mnie od środka i jest to pierwszy raz gdy doświadczam tego uczucia. Szczerze nie polecam.

Nie żałuje niczego z wczorajszej nocy, chociaż kompletnie co innego pokazuję, przemieszczając się nienaturalnie szybkim krokiem o godzinie szóstej nad ranem. Ethan potraktował mnie dobrze, z szacunkiem, a zdecydowanie nie do tego przywykłam. Dlatego właśnie wyszłam bez słowa. Stchórzyłam, a teraz boję się, co z tego wyniknie.

Wkurzy się? Bardzo prawdopodobne. Zacznie mnie postrzegać jak wszystkie pozostałe? Jeszcze bardziej prawdopodobne. Zresztą, niewiele się od nich różnię. Dałabym mu się przelecieć bez żadnego słowa sprzeciwu. Może powinnam jednak zawrócić? Poczekać aż Ethan się obudzi, miło powitać dzień z kumplem, a później powiedzieć prawdę, że muszę iść do pracy i pożegnać się jak przystało na koleżankę?

Nie, Valerie. To nie w twoim stylu.

Z tą myślą ostatecznie docieram do mojego mieszkania i chociaż wiem, że zachowałam się jak idiotka, jestem przekonana, że tak będzie lepiej. I dla niego, i dla mnie. Relacje tworzą problemy, a jeśli już teraz zobaczy, że ze mną tylko na to może mieć nadzieje, zrezygnuje i nie będzie chciał niczego więcej. Ja natomiast będę sobie wmawiać, że pasuje mi to i wcale nie będę wspominać tej nocy, jego miękkich ust i niesamowitych czekoladowych oczu.

Pierwsze promienie słońca przebijają się już przez ciemne zasłony w mojej sypialni. Podłączam telefon do ładowania, a kiedy się włącza, zostaję zasypana powiadomieniami. Są to głównie zdjęcia od Laurel. Oglądam je i nie potrafię powstrzymać lekkiego uśmiechu. Na jednym jest ona i Chad, przytuleni do siebie a obok stoi Ethan, pokazując środkowy palec. Następne kilka przedstawiają mnie, przyjaciółkę i Jocelyn. Tu jeszcze mój uśmiech był wymuszony, za to kiedy przesunęłam palcem na następne zdjęcie moim oczom ukazał się mój najprawdziwszy, chociaż trochę nietrzeźwy uśmiech. Byłam w ramionach Ethana po tym jak obrócił mnie kilka razy na parkiecie. On także szczerzył się jak głupi, a wzrok miał wlepiony w moją twarz. Patrzył na mnie ze szczerym zainteresowaniem, chociaż dookoła miał pełno prawie półnagich, seksownie ubranych lasek. Przyglądam się tej fotografii znacznie dłużej niż powinnam i przez to czuję jeszcze większe wyrzuty sumienia.

Mogłam zostać.

Przy Ethanie czuję się swobodnie odkąd się poznaliśmy. Niczego we mnie nie wymusza, a przez ten cholerny miesiąc prawie codziennych rozmów na schodkach pożarowych zdążył zbliżyć się do mnie bardziej niż pozwalałam na to jakiemukolwiek innemu chłopakowi. Stworzyliśmy fajną paczkę zgranych znajomych, której nigdy tak naprawdę nie miałam, a przez mój dzisiejszy wybryk, wszystko to może pójść w zapomnienie.

Gratulacje, Valerie, świetna robota. Nawet przyjaźń nie jest z tobą możliwa. Wszystko sabotujesz.

Brak snu przez noc zaczyna dawać się we znaki, jednak zanim zasypiam, zapisuję wszystkie zdjęcia od Laurel. Jeżeli wszystko się spierdoli, przynajmniej będę miała kilka świetnych wspomnień. Ustawiam budzik na czternastą, licząc że praca w barze nie okaże się najgorsza.

***

Do godziny siedemnastej był w miarę spokój. Kilku starszych mężczyzn zamówiło dzbanek piwa i skupiło się na wyścigach motocyklowych lecących w telewizji. Pomiędzy rozmowami z moją współpracownicą Ritą także co chwilę oglądałam emitowany program. MotoGP zawsze mnie fascynowało, jednak od kiedy mój ulubiony sportowiec porzucił te zawody, ja także zrezygnowałam z bardziej dogłębnego śledzenia karier reszty zawodników.

Doomed Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz