***
Ethan
— Storm do cholery jasnej!
Po raz kolejny zanoszę się śmiechem, opierając się o ścianę i obserwując jak Val biegnie za kotem. Od dwudziestu minut próbuje go opanować i zmusić aby wszedł do transportera, ale marnie jej to idzie. Póki co tą rundę zdecydowanie wygrywa kot.
Valerie z sapnięciem siada na podłodze i zrezygnowana patrzy na mnie, szukając pomocy. Wzruszam ramionami i się uśmiecham, bo kiedy na nią patrzę, nie potrafię tego nie robić. Szczególnie teraz, kiedy włosy ma spięte w niechlujnego koka, z którego po tej walce wysypuje się jeszcze więcej luźnych pasm, policzki zaróżowione, zero makijażu i na dodatek ubrana jest w białe spodnie luźne w kolanach, a opinające jej wspaniałe kształty. Być może się powtarzam, ale jest, kurwa, taka piękna. Te pełne usta, ciemne rzęsy i brwi, kontrastujące z nieokiełznaną burzą blond fal na głowie. Diablica w ciele anioła. Albo demon. Mam na to solidne dowody w postaci krwawych zadrapań na moim boku i plecach, powstałych wczoraj w nocy. Cholernie mnie to kręci.
Może poczucie, że ją znam było tak naprawdę dobrym znakiem? Flagą, mówiącą „ta dziewczyna zmieni twoje życie, bierz się za nią"? Może bratnie dusze jednak istnieją i my jesteśmy ich przykładem? Naprawdę chciałbym, żeby tak było.
— Może mógłbyś trochę pomóc, a nie tylko stać i się gapić — mówi, marszcząc brwi. Udaje zirytowaną, ale widzę ten minimalnie uniesiony kącik ust. Wie, że ją podziwiam i wcale jej to nie przeszkadza.
Już mam odpowiadać, ale w tym samym momencie pod mój but toczy się plastikowa piłeczka z dzwoneczkiem. Widzę, że Storm wyłania się zza kanapy, więc szybko schylam się i toczę piłkę do transportera, specjalnie jeszcze nią potrząsając. Plan okazuje się genialny, bo zwierzak biegnie i wskakuje prosto do pułapki. Zasuwam zamek, tym samym udaremniając jego próby ucieczki i z dumnym uśmieszkiem znowu spoglądam na Valerie, która siedzi teraz z otwartą buzią i niedowierzaniem wymalowanym w oczach.
— Aha. — To wszystko co mówi.
— Od dziś mów mi zaklinacz zwierząt — żartuję, podając dziewczynie rękę, żeby pomóc jej wstać z podłogi.
— Od dziś to jestem obrażona, że nie użyłeś swoich zdolności wcześniej, kiedy ja goniłam za tym gamoniem jak głupia — mówi, otrzepując spodnie.
— Zabawnie się to oglądało, nie mogłem znaleźć w sobie siły, żeby to zakończyć.
Za mój komentarz obrywam dość mocnym ciosem w ramię. Cholera, trochę nawet zabolało.
Valerie prycha pod nosem, chociaż widzę, że podobnie jak ja, przegrywa walkę z uśmiechem. Zabiera z ziemi torbę, zarzucając ją na ramię. Drugą ręką podnosi transporter i już zamierza otwierać drzwi, pokazując swoją całkowitą samodzielność, kiedy ja wyciągam z kieszeni kluczyki do samochodu.
— Czyli jednak nie chcesz prowadzić? — pytam wyzywającym tonem i potrząsam przy tym brelokiem. Na ten dźwięk Val obraca głowę, a jej mina jest idealnym odwzorowaniem pięciolatki w sklepie z lalkami. Wiem co mówię, bo nie raz w ten sposób patrzyła na mnie Mia, trzymając w rączkach nową wymarzoną zabawkę.
— A mogę?
Zmniejszam dystans między nami, stając tak blisko, że nasze ciała niemal się stykają, a ona musi zadrzeć głowę, by jej błyszczące podekscytowaniem oczy mogły patrzeć prosto w moje. Urocza.
![](https://img.wattpad.com/cover/340862418-288-k956537.jpg)
CZYTASZ
Doomed
RomanceIdąc na studia Valerie Daniels nie oczekiwała, że życie ją czymś zaskoczy. Nie liczyła na wielką historię miłosną, nie miała w planie nawet nawiązywać z nikim przyjaźni. W końcu wtedy musiałaby się otworzyć, opowiedzieć o swoich sekretach i słuchać...