Rozdział 17

118 8 1
                                    

Valerie

Od mojej rozśpiewanej przejażdżki z Ethanem minęły dwa dni, które ostatecznie przeleżałam w łóżku. Laurel, gdy mnie zobaczyła, wybuchła śmiechem tak głośnym, że prawdopodobnie zatrząsł całą kamienicą, a to wredne babsko z parteru może w końcu padło na zawał. Nie żebym życzyła komuś śmierci.

Ethan siedział ze mną tamtego wieczoru do późna, testując chyba wszystkie możliwe sposoby na zbicie gorączki. Zrobił nawet napar z lipy, który smakował jak gówno, ale minimalnie polepszył mój stan. Pamiętam to wszystko niemal jak przez mgłę, ale kiedy już praktycznie zasypiałam, a w tle leciała Barbie, do której oglądania go zmusiłam, przysięgam, że poczułam jego usta na moim parzącym czole. Mówił coś do mnie szeptem, jednak akurat tych informacji mój nafaszerowany lekami organizm już nie przyswoił. Od tamtego dnia nie mogę pozbyć się chmary ciem napastującej wnętrzności za każdym razem, gdy tylko o nim pomyślę. Zadziwiająco przyjemne uczucie, myśleć o kimś i szczerzyć się, jak ostatnia idiotka. Cóż, urok tego owianego złą sławą, byłego narkomana o wątpliwej moralności, zdecydowanie na mnie zadziałał. A wszyscy, którzy mówią albo myślą o Ethanie źle, niech idą się pierdolić, bo nawet nie mają pojęcia, jak dalekie od prawdy są ich poglądy.

— Jedziesz na święta do ciotki? — Głos ojca zmywa mój rozmarzony uśmiech z twarzy i przywołuje mnie do normalnego stanu.

Nasza relacja jest obecnie dosyć dziwna. Dzwoni co jakiś czas, pisze praktycznie codziennie i widzę, że od naszej pamiętnej rozmowy naprawdę się stara być ojcem, a nie jedynie bankomatem. Problem w tym, że już go nie potrzebuję tak, jak kiedyś, ale jednocześnie doceniam, że próbuje naprawić nasze relacje. Przestałam go odtrącać i liczę, że w przyszłości porozmawiamy o tych wszystkich popieprzonych latach, aby w końcu przestały ciążyć nam na barkach.

— Nie, dostałam od kogoś zaproszenie i pojadę z nim do jego rodziny. Zresztą twoja siostra raczej ucieszy się z mojej nieobecności — mówię, wzruszając przy tym ramionami. Nie jest tajemnicą, że ciotka miała ze mną dosyć ciężko i nie darzy mnie szczególną sympatią. Dała mi dach nad głową tylko ze względu na ukochanego brata i „ciężką sytuację", w której się znaleźliśmy.

— Z nim, mówisz?

Przewalam oczami, widząc jak brwi mężczyzny unoszą się w górę i w dół. Szybko się wyluzował, to ciekawe. Przy pierwszych rozmowach był cholernie spięty i nawet kilka razy się popłakał, a zdecydowanie inny obraz zapamiętałam z dzieciństwa. Zarówno od tego wrażliwego, jak i żartobliwego. Druga żona zdecydowanie dobrze na niego wpłynęła.

— Chris, nie przesadzaj — ostrzegam go, używając imienia, bo mówienie do niego „tato" wydaje się być trochę krępujące. — Nie żebym musiała ci się tłumaczyć, ale to kolega. Nic poważnego.

Kłamczucha.

— Okej, okej. W takim razie pozdrów go ode mnie. Mam nadzieję, że w przyszłym roku w końcu spędzimy święta razem.

Nie umyka mi przebłysk smutku, pojawiający się na twarzy ojca. Przygryzam wargę, nie do końca wiedząc, co odpowiedzieć. Mnie samej też robi się przykro, bo mała Valerie nigdy nie sadziła, że jej tata ją zostawi i nie będą spędzać razem żadnych ważnych dni. Nawet w złej atmosferze.

— Ja też — odpowiadam tylko, a mój głos nie jest już tak wyraźny. — Będę już kończyć, muszę wziąć się za nadrabianie studiów.

— To do usłyszenia, Valerie.

Macham do kamerki i naciskam czerwoną słuchawkę, a twarz ojca znika z ekranu. W tym samym momencie na moje kolana wskakuje czarny kłębek energii, ale równie szybko ze mnie zeskakuje i układa się wygodnie na poduszce, gdzie wczoraj leżał Ethan. Robię mu zdjęcie i wysyłam do chłopaka.

Doomed Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz