Rozdział 1

317 13 2
                                    

Valerie

Zimna bryza owiewa moją nagą skórę. Czuję piasek w moich włosach, jak w sumie na całym ciele. Śmiechy, muzyka, piski i śpiew pijanych ludzi dobiegają z pewnej odległości, która mniej więcej gwarantowała prywatność.

Słyszę jak zasuwa spodnie.

Powoli podnoszę się i z przymrużonymi powiekami patrzę na chłopaka, który prawdopodobnie nie zna nawet mojego imienia, a jeszcze chwilę temu szeptał mi wyznania miłości do ucha.

Ostatnią godzinę spędziłam przy jego boku pijąc, paląc i udając, że dobrze się bawię. On za to kokietował mnie tak, że aż robiło mi się niedobrze. Nie wiedział, że to było zbędne, bo tego wieczoru i tak zgodziłabym się na to, do czego doszło.

- Więc... - odzywa się, poprawiając koszulę, którą właśnie założył. Nie zapiął jej, jak sądzę z premedytacją.

- Więc? - powtarzam, dobrze wiedząc, że zaraz wręcz pobiegnie pochwalić się swoim przyjaciołom tym, co tu zaszło.

- Chyba na mnie już pora - oznajmia i podnosi się z piasku.

- Też tak myślę - odpowiadam obojętnie. Kręci mi się w głowie.

- Dobrze było - rzuca jeszcze, puszczając oczko, po czym oddala się truchtem. Ponownie kładę się na piasku wlepiając mój wzrok w gwiazdy  świecące na ciemnym niebie.

Łza spływa po moim policzku. Czuję się obrzydliwie, ale przynajmniej moje myśli uciekły. Wraz z godnością.

***

Ethan

Głośna muzyka rozsadza mi bębenki. Unoszę do ust kubek z colą i piję kilka łyków. Dziś nie uraczę się niczym mocniejszym. A szkoda.

Pokazuję przyjacielowi zajmującemu pozycję dj-a ruchem głowy, że idę się przejść. I tak nic tu po mnie. Przepycham się przez tłum, starając się zachować niezmieszany wyraz twarzy. Ludzi jest na szczęście już mniej. Wymijam po drodze kilka obściskujących się par, z których większość najpewniej poznała się na tej imprezie. Nie oceniam ich, gdyby nie moja trzeźwość, pewnie tez zabijałbym czas z jakąś laską.

Bez większych przeszkód udaje mi się opuścić tamto zgromadzenie. Wyciągam z kieszeni paczkę i biorę z niej papierosa. Wkładam go do ust, odpalam i pozwalam, by dym dostał się do moich płuc.

Nie bywam trzeźwy na wielu imprezach. Dzisiejsza to mały wyjątek, bo obiecałem kumplowi, że tym razem ja posłużę za transport. W zasadzie dziś i tak nie miałem ochoty pić, więc w sumie było mi to na rękę. Tak samo jak to, że 10 minut temu okazałem się mu niepotrzebny, bo zmył się z dziewczyną do jej domu niedaleko. Cóż, tak już bywa.

Wychodzę zza rogu kamiennej skarpy i opieram się o nią, zaciągając się papierosem. Szum fal i skrzek mew to jeden z moich ulubionych dźwięków. Zaraz po nim w kolejce stoi dźwięk silnika mojego Mustanga, a kolejna jest gitara wstępna w Fear of The Dark.

Dziś coś jednak zaburza wieczorne dźwięki nadmorskiej natury. Do moich uszu dociera cichy płacz. Z jego wysokiego tonu zakładam, że należy do dziewczyny. Marszczę brwi, równocześnie postanawiając bez większego zastanowienia udać się w stronę miejsca, skąd dochodzi szloch.

Ledwo co ją dostrzegam. Jest ciemno, a jej włosy wtapiają się w piasek na którym leży. Jej ciemne ubranie też ciężko zobaczyć. Chyba usłyszała moje kroki, bo płacz ucicha. Równocześnie blondynka podnosi się do pozycji siedzącej. Patrzy na mnie i w tej chwili właściwie nie wiem, co powinienem powiedzieć.

Doomed Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz