Zoe
Gdy tylko weszłam do komisariatu, wyczułam na sobie spojrzenia innych ludzi. Wiedziałam, że coś nie gra, ale nie miałam pojęcia, co właściwie się wydarzyło. Ubrudziłam się? Spojrzałam ukradkiem w wygaszony ekran telefonu, by to sprawdzić. Tu jednak wszystko było w porządku. Poza tym ich miny nie sugerowały, że coś ich śmieszy. Coś się stało...
– Detektyw Maddox – zawołał za mną Joseph Gibson. – Szef cię wzywa.
I nagle cała zesztywniałam. Szef policji nieczęsto wzywa do siebie zwykłego detektywa. Przynajmniej nie, jeśli chodzi o mnie. Zwykle chodziło o udzielenie reprymendy za nie trzymanie się zasad naszego wydziału. Tym razem nie wiedziałam jednak, o co może chodzić. Nie zrobiłam niczego złego, a przynajmniej tak właśnie mi się wydawało.
Droga do biura Gordona Russell'a była niczym spacer po rozżarzonych węglach. Nie trwała długo, ale zdążyłam już przewidzieć milion scenariuszy tej rozmowy. Zapukałam do drzwi i weszłam, słysząc zaproszenie szefa.
– Chciałeś ze mną rozmawiać? – zapytałam przez zaciśnięte gardło.
– Tak. Dobrze, że już jesteś. Usiądź.
Zajęłam miejsce naprzeciwko niego, a on położył przede mną kilka zdjęć.
– Blakemore jest znów w mieście? – zapytałam, rozpoznając od razu mężczyznę.
Wszyscy znali jego twarz na pamięć. Był naszą największą porażką, z którą nikt nie chciał się pogodzić. Wcześniej próbowaliśmy postawić jakiekolwiek zarzuty Jordanowi, jednak jego syn jest jeszcze bardziej przebiegły.
– Wrócił i wygląda na to, że na dobre. Z naszych informacji wynika, że zamieszkał w domu po ojcu. Biorąc pod uwagę podwojoną ilość ludzi, oraz rzeczy, które ze sobą zabrał, nie zamierza wracać do New Rochelle.
– Nie rozumiem, co ja mam z tym wspólnego.
Gordon zacisnął usta i spojrzał na mnie w skupieniu. Jakby zastanawiał się nad odpowiedzią, co dodatkowo mnie zestresowało.
– Wiem, że niedawno awansowałaś na detektywa, ale jesteśmy zdesperowani.
– Wciąż nie rozumiem.
Westchnął, wstał z fotela i zaczął chodzić po swoim gabinecie.
– Nie da się ukryć, że Blakemore ma u nas swoich ludzi. Mało komu ufam na tyle, by powierzyć mu zadanie dotyczące tej rodziny. Ty jednak jesteś ambitna i z pewnością nie masz powiązań z tymi ludźmi.
– Szefie, jaśniej – ponagliłam.
– Chciałbym, żebyś wcieliła się w rolę agenta pod przykrywką, by pomóc nam dorwać tego sukinsyna.
– Co?
Wstałam z fotela i spojrzałam na Gordona, nie wierząc, że naprawdę to powiedział.
– Próbowaliśmy tego dwukrotnie i za każdym razem coś szło nie tak. Od kilku dni szukałem wśród swoich ludzi kogoś zaufanego, kto mógłby ponownie spróbować.
– Jak sam zauważyłeś, dopiero awansowałam na detektywa. A sama sprawa Blakemore'a jest mi nieznana. Wiem niewiele, bo wszystkie akcje są ściśle tajne, o co przecież sam zadbałeś. Nie jestem ani doświadczona, ani na tyle odważna, by móc zbliżyć się do tego człowieka
– Rozumiem twoje obawy, ale spokojnie. We wszystko cię wtajemniczę. Twój stopień po tej akcji mógłby się zmienić. Nie chciałabyś zostać najszybciej awansowanym detektywem?