Zoe
Było ciemno, gdy zaparkowałam pod willą, w której czekał już na mnie szef. Zastanawiałam się, kogo jeszcze w niej ujrzę. To, że wśród tych ludzi znajdował się Dixon było niestety pewne. To właśnie jego zobaczyłam, gdy przekroczyłam próg domu.
– Księżniczka raczyła się zjawić – skomentował przez zaciśnięte zęby.
Zerknęłam na zegar, wiszący na ścianie.
– Jestem pięć minut przed czasem.
– Nieważne. Chodź. Chcę wrócić do domu i się wyspać.
Zaprowadził mnie do ogromnego pomieszczenia, przypominającego sale konferencyjną. Ta willa musiała być już niejednokrotnie przez nich używana, co stwierdziłam po szybkim obejrzeniu wnętrza, wystrojem zupełnie nie pasującym do reszty domu.
– Usiądź – odezwał się Gordon, wskazując na jedno z krzeseł. – Jesteśmy w komplecie.
Większość obecnych tam ludzi była wysoko postawiona rangą. Tak, jak się spodziewałam, szef bardzo ostrożnie dopierał sobie sprzymierzeńców.
– Muszę o to zapytać – odezwała się blondynka, której imienia nawet nie pamiętałam. Zwykle działała w terenie i rzadko kiedy zaszczycała nas swoim widokiem. – Możemy jej zaufać? To delikatna sprawa.
– Jestem pewien, że detektyw Maddox nie zawiedzie – odpowiedział Russell. – Sprawa jednak jest delikatna, więc rozumiem waszą niepewność. Jeden zły ruch i jesteśmy udupieni. – Skupił się na mnie. – Federalni chcą przejąć sprawę. Mamy ostatnią szansę, a ty jesteś naszą jedyną nadzieją. Zdajesz sobie sprawę, z czym może wiązać się twój udział?
– Ze śmiercią – rzuciłam bez zastanowienia.
Ktoś obok mnie prychnął, ale nie odwróciłam głowy, by sprawdzić, kogo rozbawiły moje słowa.
– Dwa lata temu Marcus White próbował wejść w szeregi ludzi Jordana Blakemora. O mało nie przypłacił tego życiem. – Zerknął w stronę siedzącego naprzeciwko mnie mężczyzny. – Później, zaraz po jego śmierci, Madison próbowała zwrócić na siebie uwagę Alexandra. – Tym razem spojrzał na kobietę, która wyraziła swoje wątpliwości na samym początku. – Na koniec detektyw Rivera, której dziś z nami nie ma, odwiedziła New Rochelle i choć była najbliżej celu, następnego dnia wróciła z informacją o porażce.
– Co się stało? – zapytałam niepewnie.
– Dała się przelecieć, a później Blakemore kazał jej wypierdalać – wtrącił oczywiście Kevin.
Szef posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, po czym ponownie spojrzał na mnie.
– Problem polega na tym, że Alexander jest ostrożny i niechętny do zawierania nowych znajomości. Nie do końca wiemy, co zrobić, by uśpić jego czujność.
– Jakie mamy informację na jego temat? Poza tymi, które są jawne.
– Jak już ci wspomniałem, wrócił do Nowego Jorku. Wiemy też, że wziął szybki rozwód z Norą Daniels. Najprawdopodobniej małżeństwo z nią nie było mu już potrzebne. Nie znamy jego kolejnych kroków, nie działa jak ojciec, którego po tylu latach nie udało nam się rozgryźć. Być może zrobi błąd, ale nie możemy na to czekać. Dopóki ktoś od nas nie pozna jego planów, zawsze będziemy o krok za nim.
– A więc co mam robić?
– Musisz się do niego zbliżyć. Pojawić się w miejscu, w którym będzie i spróbować zwrócić na niego swoją uwagę.
Spojrzałam na szefa przez przymrużone oczy. Chyba wiedział, o czym myślę, bo uciekł ode mnie wzrokiem. Oni nie mieli żadnego konkretnego planu! Tak długo wszyscy skupiali się na Jordanie, że nikt nie pomyślał o poznaniu bliżej jego synów. Jedynie Vincent był dla nas mniejszą zagadką, bo wszyscy przekonani byli, że to on przejmie władzę. Poza tym zawsze był obok swojego ojca, co pozwalało nam poznawać jego zwyczaje. Jak widać los bywa przewrotny.
– Z niepotwierdzonego źródła wiem, że Alexander Blakemore ma pojawić się na wiosennym balu w hotelu Pierre – wtrącił Kevin.
– To już w ten weekend – stwierdził przejęty Gordon. – Jeśli to prawda, mamy mało czasu.
– Pierre? Dostać się tam można jedynie za specjalnym zaproszeniem. Myślisz, że właściciel hotelu zgodzi się dać ci jedno? – zadrwiłam. – Nie zrobi tego, wiedząc, że może chodzić o Blakemore'a. Nie zaszkodzi sobie. A jeśli go zmusisz, poinformuje o tym Alexadra i ten się nie pojawi.
– Chyba że otrzyma wiadomość, że w Nowym Jorku pojawiła się bardzo wpływowa kobieta. – Uśmiechnął się przebiegle. – Zoe... Burton.
– Burton? – Uniosłam brew.
– Tworzymy ci nową tożsamość, usuwając jakiekolwiek ślady po Zoe Maddox. Urodziłaś się na Manhattanie, ale w wieku pięciu lat przeprowadziłaś się z rodziną do Anglii, gdzie twój ojciec wykupił pierwszy hotel. Teraz ma ich już kilka, a ty jesteś jedyną spadkobierczynią jego majątku – wyrecytował moją nową tożsamość, jakby uczył się tego od dobrych kilku dni. – Zadbaliśmy już o to, by twoja historia była wiarygodna. Internet to całkiem przydatny wynalazek. Szczególnie wtedy, gdy masz ludzi, którzy nagną rzeczywistość według twoich wskazówek.
Oparłam plecy o krzesło i wzięłam kilka wdechów. Wszyscy patrzyli na mnie oczekująco, a ja nie rozumiałam, o co im chodzi. Miałam się zgodzić? Wyglądało na to, że podjęli decyzję już za mnie. Gordon wyraźnie powiedział, że już tworzą dla mnie nową tożsamość. Jakby byli pewni mojej decyzji. Ja wciąż nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Zaryzykować? To mogła być moja szansa. Mogłam awansować w wieku dwudziestu ośmiu lat i zasłużyć się naszemu krajowi, usuwając ślady po brudnych interesach rodziny Blakemore. Na samą myśl o tym, że to dzięki mnie moglibyśmy złapać ich na gorącym uczynku, przepełniała mnie duma. Pytanie tylko, jaką cenę miałam za to zapłacić?
– Nikt nie uwierzy, że tak dobrze ustawiona kobieta mieszka w starej kamienicy – stwierdziłam po chwili rozmyślań.
– To twój nowy dom. Kupiłaś go na licytacji, która odbyła się dwie godziny temu.
Czasami odnosiłam wrażenie, że działania policji niekiedy nie różniły się od działań tych, których ścigaliśmy. Przemilczałam to jednak.
– Historia, którą wymyśliliście jest całkiem niezła, ale taki człowiek jak Blakemore sprawdzi wszystko w ciągu kilku minut.
– To nie historia dla niego. W jego oczach masz być duchem. Kobietą o wielu twarzach, o której nie jest w stanie znaleźć żadnych informacji. Być może to pozwoli nam się do niego dostać.
– Będzie chciał mnie poznać, by dowiedzieć się więcej?
– Dokładnie tak. Masz kilka dni, by nauczyć się swojego nowego tymczasowego życia.
– A więc pojadę się spakować.
– Od jutra nie pojawiaj się na posterunku. Wyznaczę kogoś do kontaktów z tobą.
– Jasne – odparłam niechętnie.
Wstałam z miejsca i ruszyłam prosto do drzwi wyjściowych. Nie wierzyłam, że to wszystko działo się naprawdę. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że dojdzie do czegoś takiego. Bałam się, bo to zadanie niosło ze sobą ogromne ryzyko, ale uważałam, że jest tego warte. Nie mogłam przecież zapomnieć o zaszczytach, jakie miały mnie spotkać. Lub o śmierci, jeśli wszystko wyszłoby na jaw.