Alexander
– Czy to rozsądne? – zapytał mnie Victor, gdy tylko miał do tego okazję.
Wszyscy zajęci byli czymś innym i nie było szans na usłyszenie naszej rozmowy.
– Nie wiem. Dziś nie mam głowy do zastanawiania się nad tym, co robię.
– A więc ryzykujesz.
– Załatwiłeś już wszystko?
– Tak. Twoja matka właśnie się pakuje.
– W takim razie wykorzystaj przerwę.
Odszedł, choć z pewnością miał mi jeszcze wiele do powiedzenia. Ja natomiast nie chciałem już tego słuchać. Podszedłem do okna, obserwując, jak Katherine i Carter wsiadają do samochodu. Ulżyło mi na ten widok. Nie mogłem pozwolić, by moja siostra była zagrożona, więc jej prędki wyjazd był mi jak najbardziej na rękę. Wiedziałam, że do końca dnia w moim domu zostanie już niewielu z rodzeństwa. Ashton również zbierał się do wyjścia, a Jacob i Seth planowali odjechać wieczorem. Tylko Vincent postanowił zostać do jutra.
Zamyślony Richie wrócił na ziemię, gdy zadzwonił jego telefon. Ten dźwięk postawił na nogi nas wszystkich. Patrzyliśmy na niego, oczekując jakichkolwiek wieści i niestety dostaliśmy je. Gdy tylko się rozłączył, spojrzał na mnie z powagą.
– Mamy Santosa. Kieruje się na północ. Wygląda na to, że chce opuścić miasto.
– To pułapka – skomentowałem od razu. – Nie pokazuje nam się przez niemal tydzień i nagle robi wszystko, byśmy zauważyli, dokąd zmierza.
– Chce nas wykurzyć z domu? – zapytał Jacob.
– Na to wygląda.
– Co robimy?
Tak naprawdę nie znałem odpowiedzi na to pytanie. Jeśli coś było zbyt proste, oznaczało jedynie, że ma drugie dno. Santos szykował pułapkę i tylko on wiedział, co planuje zrobić. Sam mogłem tylko się tego domyślać.
– Znajdź go – zwróciłem się do Ashtona.
Złapał za swój laptop i w ciągu kilku minut namierzył Santosa. Bez problemu można było zauważyć, że wybiera najlepiej wyposażone w kamery drogi.
– Facet ma nas za idiotów? – zapytał Ash.
– To rodzaj zaproszenia – odparł Vincent. – Chce porozmawiać.
– A jeśli my nie chcemy?
– Tego nigdy nie można przewidzieć. Musimy jednak zadecydować, co zrobimy.
Wciąż brakowało mi jednego elementu układanki. Nie umknęła mi myśl, że jest nim rola Zoe. Wyjechała z domu i zaraz po tym pojawił się Santos. Tak naprawdę nie miałem złudzeń. Sprawa wyglądała na prostą.
– Zostajemy w domu? – zapytał Richie.
– Matka i Davina są na górze. Nie mogę ich narażać.
– A więc zostaje nam sprawdzić, czego chce Hugo – stwierdził ponuro Vincent.
– Zbierzcie ludzi. Podzielimy się na trzy grupy. Zostawcie dwudziestu tutaj. Ashton, ty też zostaniesz.
– Przydam się. Nie jestem już dzieckiem – rzucił oburzony.
– Gdybym miał cię za dziecko, kazałbym ci pakować się do domu. Zostaniesz tu, by razem z resztą chronić kobiety.
– Jasne. Będę obserwował wszystko z laptopa. Niech ktoś będzie pod telefonem.
Przygotowania zajęły więcej czasu, niż zakładałem. Chciałem mieć wszystko za sobą, a wyglądało na to, że nie prędko tak się stanie. Pod moim domem zrobiło się tłoczno, w środku także nie było lepiej. Wyznaczyłem pozycję każdej z grup, co stanowiło największy problem. Nie wszyscy mogli być widoczni. Musieliśmy zadbać o element zaskoczenia, na wypadek, gdyby coś poszło nie tak. Richie tym razem wcielił się w rolę snajpera. Razem z kilkoma innymi mężczyznami miał zająć miejsce w pobliskich budynkach i strzelać, gdy tylko zrobi się gorąco.
– Santos dziś zginie – stwierdził zdeterminowany do starcia Jacob. – Nikt nie będzie groził mojej rodzinie.
– Masz rację bracie. Są rzeczy, których nie można wybaczyć.
Gdy tylko wypowiedziałem te słowa, przed moimi oczami pojawił obraz Zoe. Jej także nie mogłem wybaczyć. Byłbym w stanie to zrobić, gdyby nie uciekła, gdy tylko zrobiło się niebezpiecznie. Liczyłem, że jest po naszej stroni, jednak wszystkie znaki wskazywały, że jest zupełnie inaczej. Wiedziałem, że Richie i Victor myśleli o tym samym, ale w tamtym momencie woleli się nie odzywać. Miałem nadzieję, że darują to sobie także później.
Nadszedł moment, w którym wszystko było już gotowe. Siedziałem na tyle samochodu w towarzystwie Victora, który od dłuższego czasu uważnie mi się przyglądał.
– Powiedz to – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
– Nie podejrzewasz, że to pułapka? Zoe zniknęła, a nam szykuje się akcja, po której najprawdopodobniej zostawimy morze trupów.
– Oczywiście, że to podejrzewam.
– Wytłumacz mi więc, dlaczego tam jedziemy?
– Bo nie mamy innego wyjścia.
– Bierzesz pod uwagę ryzyko?
Nie odpowiedziałem. Wiedziałem, że może wydarzyć się wszystko...