Rozdział 2

1.1K 149 88
                                    

– Dobra, ludzie! – powiedział Markus, poprawiając swój ochraniacz na ramieniu. – Lidka jesteś praworęczna i masz świetną celność, ale zauważyłem, że lewa strona u ciebie bardzo kuleje, także skup się na prawej. Patrycja trzymasz się za nami, napierdalasz w tych bardziej oddalonych i starasz się oczywiście nad nami czuwać. Zobaczymy jak nam to wyjdzie....

Jechaliśmy w windzie na początek wyzwania, ubrani w kamizelki kuloodporne, ochraniacze i kaski na głowach. I-Kropek świecił się na niebiesko na naszych uszach. Wyglądaliśmy naprawdę kozacko. Trener chciał zobaczyć, czy potrafimy chociaż trochę się zgrać w nowo utworzonych grupach. Wiedziałam, że pierwsze kilka razy pewnie będzie totalną porażką, ale z czasem byłam przekonana, że powstaną naprawdę elitarne, małe oddziały i taki był zresztą plan.

Nieco mnie zaskoczyła jego wiedza na mój temat. Sama nie należałam do wylewnych osób i z drugiej strony też nie zwracałam dużej uwagi na umiejętności pozostałej grupy, a tu? Proszę bardzo. Przez ten cały czas byłam obserwowana i to dość wnikliwie. Możliwe, że pierwsze miejsce w rankingu też dawało o sobie znać.

Markus miał krótko ścięte brązowe włosy i widać było, że chłopak dużo ćwiczy. Same mięśnie ramion, które teraz mocno opinała niebieska koszulka z krótkim rękawem, intensywnie odznaczały się pod materiałem. Z jego twarzy bił spokój i opanowanie. Miałam wrażenie, że był urodzonym dowódcą. Był oczywiście dużo wyższy od nas i... Szczerze? Nawet bałam się wyobrazić sobie, jak wyglądała reszta jego ciała. 

– Lid? – Patka trzepnęła mnie łokciem. O Jesus, zagapiłam się na niego. Zrobiło się niezręcznie, bo zakaszlał, poruszył się niespokojnie i pytająco zerknął na Patkę.

– Pytałem, czy zgadzasz się na takie ustawienie? – Nawet nie zarejestrowałam, że coś mówił. Po prostu odpłynęłam, zawieszona na jego bicepsie. Spojrzałam na niego moimi wielkimi, ciemnobrązowymi oczami.

– Na wszystko się zgadzam – odparłam z figlarnym uśmiechem. Patka przewróciła oczami i zaśmiała się pod nosem, ale Markus nie do końca zrozumiał aluzję...

– To dobrze... – uśmiechnął się niepewnie i popatrzył na ekran dotykowy za nami. Zbliżał się czas startu. Ustawiliśmy się w trójkąt. Ja z Markusem z przodu, a Patka z tyłu. Wzięłam kilka głębszych wdechów.

Jako że zaczynaliśmy eksplorację nowych planet, ludzkość mogła się spodziewać, że prędzej czy później natkniemy się na nową, rozwiniętą cywilizację. Nauka strzelania do celów, którymi byli ludzie, nie miała najmniejszego sensu, a że przez tyle lat gry komputerowe wyewoluowały w tak ogromnym stopniu, że ilość pojedynczych przeciwników mogłaby zasilić armię wielkości Mordoru*, mogliśmy ustawić sobie na naszym torze dowolnie wykreowane przez nas postacie. My wybraliśmy Protossów z bardzo starej gry StarCraft. Miała kilka odsłon, a swoją przygodę zaczęła w 1998 roku! Rozumiecie to? Ponad trzysta lat temu! I nadal miała wielu zwolenników, w tym mnie, i jak się okazało, Markusa, bo jednogłośnie odpowiedzieliśmy na pytanie odnośnie do przeciwników na torze. Miałam wrażenie, że już od dawna chciał się z nimi zmierzyć. 

W końcu drzwi od windy otworzyły się, a my wybiegliśmy, napierdalając we wszystko, co się rusza. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to wielkie pudła i kontenery. Port? Pierwsze skojarzenie jakie mi się rzuciło, to doki w Dolnym Mieście i dużo dobrych kryjówek. Dobra nasza.

Po pierwsze, musieliśmy znaleźć dobre pozycje obronne i na tym się skupiliśmy. Patka, z tą swoją pieprzoną gracją, zrobiła obrót i od razu schowała się za pobliskim kontenerem, przeładowując swoją broń jednym ruchem. My z Markusem odbiliśmy w prawo, zdejmując przeciwników z wcześniej ustalonych stron. Protossi też nasz nie oszczędzali. Niebieskie strzały latały wokół nas. Czułam się jak na jakiejś cholernej paradzie z fajerwerkami.

Szepty Umysłu Część I [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz