Rozdział 24 Retrospekcja

479 115 15
                                    


Opuściłam swoją klasę i szybkim krokiem pomaszerowałam na stołówkę. Akurat była przerwa obiadowa. Założyłam słuchawki na uszy podpięte do I-Kropka i odcięta od świata podążałam szkolnym korytarzem, przedzierając się przez tłumy studentów. Dzisiaj był piątek i Teddy organizował w domu jakieś przyjęcie firmowe, na które zaproszone były same szychy. Ja oczywiście też musiałam coś ładnego włożyć i pokazać się w towarzystwie, chociaż na chwilę. W sztucznym uśmiechu i rozmowie o pogodzie byłam po prostu świetna. Poza tym miałam już zaplanowany rajd z Tomaszkiem i resztą cyber-znajomych w najnowszej sieciówce na wieczór. Połączony był oczywiście z pysznościami z mojej ulubionej restauracji i energetykami. Uwielbiałam piątki.

Gdy stanęłam po chwili ze swoją tacką, wypchaną po brzegi pysznościami, na stołówce spostrzegłam znajome buzie na jednej z okrągłych antresoli. Wspięłam się zawijanymi schodami i usiadłam wygodnie z jasnozielonym fotelu. Stołówka była skonstruowana tak, żeby była raczej strefą relaksu i azylu dla wszystkich. Na parterze mieściły się kwadratowe stoliczki połączone z mięciutkimi ławeczkami. Oprócz tego można było zobaczyć intymnie schowane loże w pastelowych kolorach w kącikach pomieszczenia to dla tych, co chcieliby się bardziej wyciszyć, oraz cztery okrągłe antresole, które u szczytu miały różnokolorowe fotele w kształcie pączków oraz, wygodne stoły z krzesłami, by móc zjeść obiad. Karolina razem z Tomaszkiem i Igorem intensywnie omawiali jakiś temat, bo miałam wrażenie, że zaraz się pobiją. Podeszłam niepewnie i przysiadłam się po cichu, obserwując sytuację.

– Najlepsza jest klasa barbarzyńców i nie pierdol mi tu, że jest inaczej...

– Wiesz co...

– Nie! Nawet nie próbuj.

– Nie ośmieszaj się. W porównaniu ze statami skrytobójcy twój barbarzyńca może possać mu małego! – krzyknął Igor do Karoliny.

Zamyśliłam się. Niespodziewanie pomyślałam o Asherze. Nie byłam pewna, czy stęskniłam się za nim, czy za naszymi wspólnymi zajęciami ze strzelectwa. Niestety po zakończeniu nauki w gimnazjum obie te przyjemności się zakończyły. Nowe liceum skupiało się na "bardziej praktycznych" rzeczach i według nich strzelectwo do nich nie należało.

– Lidio? – usłyszałam nagle i poczułam szturchnięcie łokciem. Wszyscy byli wpatrzeni we mnie jak w obrazek.

– Co? – zapytałam, biorąc frytkę z talerzyka.

– A ty jak uważasz? Która klasa jest najlepsza? – zapytała Karolina, wpatrując się we mnie błagalnie. Zdaje się, że chciała utrzeć Igorowi nosa.

– Jak umiesz dobrze grać daną klasą, to każda jest zajebista – odpowiedź im się nie spodobała i pogrążyli się w temacie jeszcze bardziej. Miałam swoich faworytów, wiadomo, ale wolałam nie pchać się dzisiaj przed szereg. Od samego rana coś dziwnego czułam w powietrzu.

Gdy skończyłam lekcje, a było już dobrze po szesnastej, zostawiłam książki w swojej szafce i szybko wybiegłam z uczelni do domu. Przez to durne przyjęcie musiałam być wcześniej, żeby się przygotować. Miriam na tym punkcie miała obsesje. Wiecznie jej się nie podobało, jak się ubieram, jak się czesze, jak się maluje. Wszystko, co robiłam, było źle. Dla niej najlepiej, żebym była tlenionym wieszakiem na wystawie. Czasem nawet nie chciało mi się wstać z łóżka z tego powodu, bo wiedziałam, że znowu otworzy tego ryja. Teddy przez te parę lat, mimo iż bardzo mnie wspierał w podjętych decyzjach, był raczej nieobecny w moim życiu. Był ciągle w pracy. Czasem miałam niestety wrażenie, że częściej widywałam Pana Westa niż jego. Najgorsze było to, że miałam wrażenie, że szef ojca cały czas się do mnie przystawiał. Gdy tylko go widziałam, czułam mdłości. Po dwóch latach nawet przestałam już z tym chodzić do Miriam, bo wiecznie mówiła to samo i całkowicie olewała sprawę. Jakby nie mogła uwierzyć, że to jest w ogóle możliwe, żeby ktoś pokroju Pana Westa zwrócił na mnie uwagę.

Szepty Umysłu Część I [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz