/7\

382 34 9
                                    

Moje ciało ciążyło zupełnie jakby mięśnie zastąpił ołów. Nie byłem w stanie wykonać żadnego ruchu, z przerażeniem patrzyłem jak Lilim Ahas wbija w swoje gardło skalpel. Serce rozrywało mi się na tysiące kawałeczków, a myśli jednogłośnie krzyczały, że właśnie tracę cząstkę samego siebie.

Czy to koniec czegoś, co nigdy nie powinno istnieć, a jednak mogło stać się czymś niezwykłym?

Kątem oka dostrzegłem jakiś ruch po mojej lewej stronie. Tahimik zadziałał szybciej niż ja, medyk czy ochmistrz w ogóle o tym pomyśleliśmy. Wojownik doskoczył do Cienia Węża, jednym, zdecydowanym ciosem ogłuszył go i złapał nim nieprzytomny mężczyzna upadł. Spojrzał z wyczekiwaniem na Malusonga, który po chwili otrząsnął się z szoku.

- Połóż go na łóżku - polecił medyk, podbiegając do nich i przystępując do oględzin szyi łotrzyka, gdy tylko Milczący Głaz wykonał jego polecenie.

„Łóżku? Raczej łożu" - odruchowo poprawiłem go w myślach. Z przerażeniem obserwowałem lekarza ostrożnie wyciągającego wybity skalpel i jego próby zatamowania silnego krwotoku.

- Alipin, wracaj tu! - krzyknął za wystraszonym służącym.

Blady jak ściana sługa na rozdygotanych nogach zbliżył się do uczonego, który go wezwał. Myślałem, że to już niemożliwe, ale chłopak jeszcze bardziej pobladł na widok krwi, brudzącej wszystko wokół, od dłoni medyka, poprzez długie rękawy jego skromnej szaty, na pościeli kończąc.

Ja sam nie wiedziałem, co o tym myśleć. Z jednej strony wmawiałem sobie, że i tak nie mam innego wyjścia, jak zaufać uzdrowicielowi, który zdawał się wiedzieć, co robić. Lecz z drugiej strony Lilim wyglądał gorzej niż fatalnie i gdzieś w głębi serca obawiałem się, że może nie przeżyć tej nocy...

Poczułem niepewny dotyk na ramieniu. Niechętnie oderwałem oczy od nieprzytomnego łotrzyka i lekarza, który próbował go ratować.

- Jeśli nie chcesz go stracić, mój panie, musisz zrobić to, o czym rozmawialiśmy. Zwłoka może zakończyć się nieprzyjemnymi konsekwencjami - powiedział z przejęciem Likidong. Chyba po raz pierwszy odkąd go znam, nie udawał, jego wzrok był rozbiegany, twarz pozbawiona kolorytu, a dłonie lekko drżały. Przypomniałem sobie, że kiedyś ktoś mówił mi, iż ochmistrz panicznie boi się widoku krwi i śmierci.

Obok nas przebiegł przejęty Alipin z jakimiś ziołami w garści.

- Przygotuj wszystko - odparłem z ciężkim sercem.

- Wedle rozkazu. - Likidong Salita pokłonił się. Zanim odszedł złapałem go za przedramię.

- Jeśli zrobisz coś mniej lub więcej, jeżeli namieszasz... - zacząłem z groźbą w głosie. Nie lubiłem tak nieprzyjemnie zachowywać się względem tego mężczyzny, lecz teraz byłem w kiepskim położeniu i zmartwiłem się, czy on tego nie wykorzysta jakoś na swoją korzyść.

Ochmistrz spojrzał na nieprzytomnego Cienia Węża, a po chwili jego żółtawe oczy skierowały się w moją stronę.

- Nie śmiałbym - zapewnił mnie. Jeszcze nigdy nie widziałem u niego takiej szczerości, prawdopodobnie to, czego przed momentem byliśmy świadkami, dogłębnie nim wstrząsnęło.

Nie zrywając kontaktu wzrokowego, skinąłem powoli głową, dając do zrozumienia, że mu wierzę i puściłem jego rękę. Likidong pokłonił się nisko, ostatni raz zerknął na mojego kochanka i szybkim krokiem opuścił sypialnię.

- Co z nim? - spytałem medyka, obserwując, jak opatruje ranę na szyi Cienia Węża.

- Na szczęście nie zdążył wyrządzić sobie poważnej szkody, chociaż krwotok był obfity - odpowiedział szybko, skupiając się na kolejnych obrażeniach łotrzyka.

„Sułtan i jego harem" YAOIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz