/8\

412 37 11
                                    

W milczeniu obserwowałem jak medyk kończy opatrywać Lilima. Następnie, co bardzo mnie zdziwiło, Tahimik wziął na ręce rannego mężczyznę. Już chciałem zaprotestować, by nigdzie go nie wynosił i przy okazji nakrzyczeć na lekarza za lekceważenie moich decyzji, ale w tej samej chwili do sypialni wpadła gromadka młodziutkich czarnoskórych chłopców. Sprawnie, jak na dobrze zorganizowany zespół przystało, uprzątnęli wszystko, co tylko było w zasięgu ich bystrych oczu, lub co wskazał im Malusong, wymienili pościel, po czym najstarszy z nich, raptem czternastolatek spojrzał na mnie z wyczekiwaniem. Wystarczyło, że pokręciłem głową, a chłopcy zrozumieli, iż ich praca zakończyła się. Cała grupka dwunastu dzieciaków pokłoniła mi się z szacunkiem i opuściła prywatne komnaty. Z delikatnym uśmiechem błąkającym się na ustach odprowadziłem ich wzrokiem.

Bardzo lubiłem tę część służby i aż mi się przykro robiło na wspomnienie, że kiedyś byli niewolnikami. Niestety handel żywym towarem po dziś dzień stanowi nie lada problem dla mojego Imperium. Wcześniej mój dziadek, którego nigdy nie poznałem, później ojciec, a teraz ja bez wytchnienia walczymy, by zniszczyć ten nieludzki proceder. Lecz handlarze niewolników są jak chwasty – wyrwie się jeden, a na jego miejsce pojawi się kilku nowych.

„I pomyśleć, że on też maczał palce w tym okropieństwie." - Zerknąłem na Lilima, którego bardzo ostrożnie pod czujnym wzrokiem medyka, Tahimik kładł w świeżej pościeli.

Chociaż, jak to się mówi, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Za każdym razem, gdy zostanie zniszczona siatka handlarzy niewolników, część ich „towaru", ta osierocona bez najbliższej rodziny, trafia do pałacu. Teoretycznie jest im zwracana wolność, lecz praktycznie w takiej sytuacji mają „dług życia" względem sułtana. W konsekwencji czego zmuszeni są do podpisania kontraktu, by przez co najmniej kilka najbliższych lat odpracować dług jako służba bądź wojskowi, albo ładniejsze kobiety – trafiając do haremu. Po tym okresie naprawdę odzyskują wolność, umowa wygasa, lecz i tak większość z tych ludzi zostaje tutaj, ponieważ nie ma gdzie się podziać.

Oczywiście w przeciwieństwie do ojca, czy dziadka, ja nie mam zamiaru marnować nadarzających się talentów. Moi wyżsi rangą współpracownicy już wiedzą na co zwracać uwagę i gdy któryś z byłych niewolników wyróżnia się, zostaje odpowiednio pokierowany. Może nie jest to zbyt tani sposób, lecz jak najbardziej opłacalny. Już teraz w szeregach wojowników mam kilku dobrze zapowiadających się przyszłych oficerów, wiernych mi jak mało kto, ponieważ wyciągnąłem ich z bagna zwanego niewolną, a później ze służby, w której i tak marnowali się.

Obserwowałem Tahimika, jak ostrożnie bierze na ręce śpiącego w kącie, zwiniętego w kłębek i całkowicie wykończonego Alipina. Moje serce zabiło mocniej, gdy wpatrywałem się w niewinną, bladą, usypaną piegami twarzyczkę chłopaka. Tak bardzo chciałbym teraz przytulić tego słodkiego służącego, lecz zdawałem sobie sprawę, iż sułtanowi nie wypada takie spoufalanie się. I tak przekraczam już granicę rozmawiając z nim prawie jak równy z równym.

Zerknąłem na Tahimika i mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem. Gdyby nie paskudny, psujący dobre imię mojego kraju, handel niewolnictwem nie miałbym teraz przy sobie niezawodnego ochroniarza, jak i zdolnego, choć niekiedy aż nazbyt cwanego, ochmistrza. Po uratowaniu niewolników ta część, która ma rodziny, bez zwłoki zostaje odesłana do domu. Niby sułtan wtedy nie oczekuje niczego w zamian, lecz to są jedynie pozory. Bardzo niegrzecznie byłoby nie okazać należytego szacunku i nie odwdzięczyć się za udzieloną pomoc. W takich przypadkach z wioski bądź miasteczka wybierana jest co najmniej jedna osoba, która zostaje przysłana do pałacu, aby mi służyć. Najczęściej jest to ktoś z najbliższej rodziny uratowanego, tak jak Milczący Głaz, który pragnie odwdzięczyć się za ocalenie siostrzeńca, choć nie jest to zasada, czego najlepszym tego przykładem jest Likidong Salita. Mężczyzna w ogóle nie znał uratowanej z niewoli kobiety i kiedyś przyznał mi się, że ona go nic nie obchodziła. Jedynie wyczuł nadarzającą się okazję do opuszczenia domu i przybycia na dwór sułtana, gdzie miał najlepszą szansę na odpowiednią edukację i rozwój swoich unikatowych talentów, które teraz wykorzystuje, by piąć się na sam szczyt dyktowany ambicją.

„Sułtan i jego harem" YAOIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz