/11\

410 27 28
                                    

Noc bez Lilima była koszmarnie męcząca. Wierciłem się w pachnącej pościeli, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji. Brakowało mi ciała kochanka, do tulenia którego już przywykłem. Poza tym nie dawało mi spokoju jego wyznanie miłosne. Z jednej strony cieszyłem się, ale z drugiej to wszystko komplikowało. Bo co teraz będzie „z nami"? Skoro mnie kocha, jak on to widzi, by pracować jako mój szpieg?

Przewróciłem się na plecy i zapatrzyłem w sufit.

- Jutro. Lilim wróci jutro i wtedy porządnie sobie z nim porozmawiam - postanowiłem.

Zmieniłem ułożenie, kładąc się na lewym boku i uśmiechnąłem ze świadomością, że następną noc spędzę już z ukochanym. Mina jednak szybko mi zrzedła – jak ja sobie poradzę, kiedy wyjedzie na dłużej niż tylko jeden dzień?!

Zrezygnowany zwlokłem się z łoża, narzuciłem aksamitny szlafrok na ramiona i szybkim krokiem skierowałem się do kliniki stanowiącej nierozerwalną część pałacu. Nawet nie zwróciłem uwagi na przysypiającego strażnika pilnującego wejścia do moich komnat. Zdezorientowany chłopak podążył za mną niczym cień.

- Daj mi coś na sen! - zażądałem, wpadając niczym burza do miejsca, gdzie powinienem znaleźć medyka. Przystanąłem i rozejrzałem się, czując jak totalny głupek. Właśnie krzyknąłem w pusty korytarz z rządami zamkniętych drzwi po obu stronach.

„Cholera, nigdy tu nie byłem" - uświadomiłem sobie, kompletnie nie wiedząc, w które drzwi wejść. Na szczęście strażnik wskazał mi odpowiednie.

Bez pukania wdarłem się do środka, jak się okazało małej, lecz dość przyjemnej dla oka pracowni. Na środku stał olbrzymi stół pracowniczy z paroma metalowymi garnuszkami, zgaszonymi palnikami i buteleczkami, wokół niego kilka drewnianych taboretów, pod ścianami piętrzyły się regały z książkami, pergaminami i najróżniejszymi składnikami potrzebnymi do wytworzenia leczniczych maści oraz mikstur. Po mojej prawej stronie w kominku wesoło trzaskał ogień. Ten, którego szukałem, stał bokiem do wejścia. Oparty o ścianę z nieobecnym wyrazem twarzy wpatrywał się w pogrążony w mrokach nocy widok za oknem. W dłoniach ściskał gliniany kubek z jakimś parującym napojem.

Odchrząknąłem, dając do zrozumienia, że medyk nie jest sam w pomieszczeniu. Niestety to nie pomogło. Wymówiłem jego imię, lecz to również nie zwróciło pożądanej przeze mnie uwagi. W końcu zirytowany podszedłem do mężczyzny i mało delikatnie klepnąłem jego szczupłe ramię.

Malusog na Lason wystraszył się nie na żarty. Brutalnie wyrwany z rozmyślań wrzasnął na całe gardło, a trzymane przez niego naczynie wypadło z drobnych dłoni o długich palcach i roztrzaskało się o kamienną posadzkę.

- Wybacz, mój panie! - Uzdrowiciel przykląkł i czym prędzej zaczął zbierać odłamki glinianego kubka. - Czymże zawdzięczam wizytę o tak później porze? - spytał speszony. Uniósł swe piękne, błękitne oczy, by spojrzeć na mnie i niemal natychmiast na blade policzki wdarły się wściekle czerwone rumieńce. Wzrok spuścił szybciej, niż mogłem to zauważyć.

Przez moment nie rozumiałem jego dziwnego zachowania, dopiero po chwili dotarło do mnie, że mam na sobie jedną z przeźroczystych koszul nocnych i w takim układzie oczy medyka znajdowały się na równi z moją wyeksponowaną męskością.

„Co za koszmar! Klejnoty rodowe Imperium niedorzecznie wystawione na widok publiczny!" - jęknąłem w myślach. By ukryć swoje zawstydzenie odwróciłem się tyłem do mężczyzny, dokładnie zasłoniłem się szlafrokiem i przewiązałem szarfą.

- Nie mogę spać - wyjaśniłem, w duchu modląc się, by nie spłonąć rumieńcem. Jak mogłem dopuścić do tak gorszącej sytuacji?! Lilim, nawet, gdy nie ma go obok, wywraca moje życie do góry nogami.

„Sułtan i jego harem" YAOIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz