- Wyjdźcie - nakazałem pozostałym. Słowa wypowiedziane przez łotrzyka prawdziwie zabolały mnie, lecz nie chciałem tego pokazać w towarzystwie medyka i ochmistrza.
- Nienawidzę cię - powtórzył Cień Węża, gdy zostaliśmy sami.
- Przykro mi to słyszeć, gdyż moje uczucia względem ciebie są zgoła inne - odpowiedziałem spokojnym tonem, wciąż trzymając jego ramiona i wpatrując się w czekoladowe oczy, z których teraz wylewała się jedynie nienawiść.
- Jak mogłeś mi to zrobić?! - wrzasnął. Odsunął się ode mnie i z niedowierzaniem dotknął prostokątnego złotego kolczyka wbitego w sam środek lewego ucha. - Myślałem, że jesteś inny, a jak widać potwór z ciebie! - W kącikach jego oczu dostrzegłem łzy, co było bardzo niepodobne do niego.
- Potwór, do którego obecnie należysz - odpowiedziałem, próbując zachować spokój, chociaż serce mi krwawiło.
- Nigdy nie będę twój! Zabiję się, gdy tylko odwrócisz wzrok! - fuknął. Z przerażeniem uświadomiłem sobie, że był na tyle zdesperowany, by w każdej chwili groźby zamienić w czyny. Westchnąłem ciężko.
- Nie zrobisz tego. - Wymawiając z trudem te słowa starałem się, by w moim głosie nie pobrzmiewał strach czy błaganie. W końcu jestem sułtanem i mimo iż go kocham, to ja stanowię prawo, nie odwrotnie.
- Nie bądź taki pewien! - prychnął, piorunując mnie wzrokiem.
Przybliżyłem się do niego tak, że nasze twarze dzieliło raptem kilka centymetrów.
- Nie będziesz chciał się zabijać - powiedziałem twardo, w myślach gorączkowo układając dalsze wypowiedzi. W tym momencie musiałem uważać na każdy swój ruch czy słowo. Partia szachów w porównaniu do tej rozmowy była raptem dziecinną igraszką.
- Daj mi choć jeden powód, dla którego nie będę chciał od ciebie uciec - warknął, niechętnie nawiązując ze mną kontakt wzrokowy. Niestety nasze wzajemne spojrzenie nie było takie jak zazwyczaj, miłe czy irytujące mnie. Tym razem Lilim wpatrywał się w moje oczy ze złością pomieszaną z przeogromną chęcią uwolnienia się ode mnie wszelkimi możliwymi sposobami.
- Prócz tego, że cię kocham?
- Też mi coś! - Prychnął z pogardą. - Dla mnie miłość znaczy tyle, co dla ciebie konkubiny, czyli zupełne nic - wycedził przez zęby.
Westchnąłem ciężko, miałem jakąś bzdurną, wręcz dziecinną nadzieję, że moje wyznanie miłosne ucieszy go. Niestety jak widać obecnie Cień Węża był zbyt zdenerwowany faktem przynależności do sułtańskiego haremu, by racjonalnie myśleć o uczuciu, które nas łączy.
Bez pośpiechu wstałem z łoża i skierowałem się do niewielkiej komody stojącej nieopodal wejścia. Czułem na sobie baczne spojrzenie czekoladowych oczu. Przez moment grzebałem w jednej z szuflad, aż wreszcie znalazłem to, czego chciałem. Wróciłem do Lilima i wcisnąłem mu do ręki ozdobny sztylet. Ten sam, którym kilka miesięcy temu zabił niedoszłego zamachowca u mych stóp.
Cień Węża uważnie przyjrzał się broni, a następnie nic nie rozumiejąc swój wzrok przeniósł na mnie.
- Po co mi go oddajesz?
Położyłem dłoń na jego palcach zaciskających się na zdobionej rękojeści sztyletu, intensywnie wpatrując się w jego oczy.
- Bądź ostrzem, którego mnie nie wypada dzierżyć, trucizną, której ja nie mogę użyć. Niech twoje oczy i uszy będą moimi. Działaj na moją korzyść, chroń mnie i moje dobre imię, pomagaj mi rozwijać Imperium. Zabijaj tych, którzy mi zagrażają. Zastraszaj tych, których należy zastraszyć. Ratuj tych, których powinno się uratować. Nawiązuj współpracę z tymi, których uznasz za godnych. Bądź MOIM Cieniem Węża.
CZYTASZ
„Sułtan i jego harem" YAOI
عاطفيةPewien młody sułtan ma nietypowy problem - za nic w świecie nie jest w stanie choćby zbliżyć się do konkubin, nie wspominając już o dotknięciu ich, czy współżyciu, a jego doradcy nalegają, by czym prędzej spłodził potomków. Czy i jak uda mu się rozw...