Rozdział 24

98 30 58
                                    


Dzisiejszy rozdział, powiem krótkodużo emocji!!!

Szymon położył ostrożnie  pistolet  na trawę i lekko kopnął ją w kierunku dębu, który stał obok. To chyba był ten moment, kiedy znowu poczuł się bezradny i czekał na cud. Sytuacja się powtarzała jak przed laty, w Bieszczadzkim lesie, kiedy wilczyca stała z chłopcem. Jednak dość tych wspomnień, przyznajmy, że Tadeusz Tawerna to nie wilczyca, a Anna to nie mały Syryjczyk.

– Odłóż broń, Tawerna, jesteś otoczony – krzyknęła Luiza, stając przed Szymonem. 

Nic innego nie przychodziło jej do głowy, liczyła że uwierzy w jej kłamstwo. Gra na zwłokę, tak to się nazywało, ale czy ta zwłoka tym razem pomoże? Tętno Luizy przyspieszyło, połykała nerwowo ślinę czując, jak jej przełyk się zawęża pod wpływem stresu, na plecach znajomy zimny dreszcz dał o sobie znać.

– Ciekawe przez kogo, ciebie i twojego kochasia? – Zaczął rechotać jak ropucha, po czym odwrócił Annę w swoją stronę. – Widzisz, kochana, mówiłem tyle razy, że walą ci rogi – zaczął swój monolog. – Zobacz, jak ta młoda lalunia dzielnie go ratuje.

— Przestań kłamać – rzucił Szymon. – Aniu, kochanie nie wierz mu, to kłamstwa. – Próbował ratować sytuację, patrząc jak terapeuta znów mąci kobiecie w głowie. 

Podszedł bliżej, wyciągając ręce w stronę Anny, ominął Luizę nawet na nią nie patrząc, w jego oczach wzbierały łzy, tracił swoje zimne opanowanie…

– To on kłamie, spójrz jak ładnie razem wyglądają. – Tawerna odwrócił Annę w ich stronę, wkładając pistolet w drobną kobiecą rękę. –  Ona taka uzbrojona, niebezpieczna, gotowa na wszystko, aby go ochronić. A ty? Biedna wariatka, w dodatku zabójczyni, on cię już nigdy nie zechce, wiesz o tym – syczał jak wąż do jej ucha. 

Napawał się każdym słowem, nie spuszczając błękitnych oczu z Szymona, triumfował, czekał na tę chwilę wiele lat. Stał dumny i wyprostowany, pomału wypowiadając każde słowo.

Anna nagle oprzytomniała, z jej oczu zaczęły płynąć łzy, chwyciła w dłoń pistolet i wymierzyła w Luizę, nie w Szymona.

– Ty suko, zabrałaś mi go! – krzyknęła, opętana szaleństwem.

– To nieprawda, jest twój, macie wziąć ślub. –  Luiza próbowała ratować sytuację, ale kiepsko jej szło. Głos jej drżał, jej strach unosił się w powietrzu. – Jak to wszystko się skończy, wrócicie razem szczęśliwi do domu.

– Strzelaj, na co czekasz?  – powtarzał Tadeusz. – Zabij go – kusił dalej. –  Zabij go! Już!

– Chcę zabić ją – wyszeptała Anna.

– Aniu, kochanie, nie rób jej krzywdy, odłóż to – przekonywał narzeczoną policjant. – Wszystko będzie dobrze. — Jego oczy robiły się coraz bardziej spanikowane.

Padły trzy strzały. W powietrzu unosił się zapach prochu. Szymon upadł na pięknie pachnącą nadchodzącym latem trawę. Po kilku sekundach Luiza wyrwana z szoku, podbiegła do komisarza i zamarła, jedna z trzech kul trafiła w klatkę piersiową. Gdzie dokładnie, nie wiedziała, wyglądało na serce. W oddali słychać było policyjne syreny, tylko dlaczego teraz? Dlaczego tak późno? 

– Grzeczna dziewczynka. – Tawerna pogłaskał zadowolony Annę po głowie. – Zielony to nie mój kolor, a chyba taki każą nosić w więzieniu, więc pozwolą panie, że je opuszczę. – Osiągnął swój cel, pobiegł w stronę  mercedesa, który stał niedaleko i z piskiem opon odjechał z leśnej łąki.

Aspirant nie dałaby rady go zatrzymać, jej broń leżała jakieś pół metra od nich, ją samą blokowała głowa Szymona, którą oparła sobie o kolana. Zwyczajnie przegrałaby walkę z czasem, miała nadzieję, że zatrzyma go jeden z nadjeżdżających policyjnych wozów.

Komisarz WilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz