Rozdział 25

170 27 108
                                    

Nie mogła dłużej żyć w takim zawieszeniu, weszła do łazienki, przemyła twarz lawendowym mydłem. Spojrzała w lustro, “Bieszczady! Tam znajdę odpowiedzi, których jeszcze mi brakuje”. Tylko czy była na to gotowa? Stanąć znów na leśnej polanie, na której straciła Szymona?

Wybiegła z łazienki, ubrała jeansy, sportowe buty i czarny T-shirt. Choć jeszcze komisarza nie pochowano i nie odnaleziono jego ciała, ona już miała żałobę. Data pogrzebu przeciągała się, to nie było takie łatwe, jak się wydawało.

Związała włosy w niedbały kucyk, zabrała kluczyki do czerwonego peugeota, które wisiały w białym domku na ścianie w korytarzu.

Wyszła szybko, nie zamykając drzwi na klucz. Chciała zrozumieć to wszystko, dlaczego on zginął, a odpowiedź na pewno kryła się w Bieszczadach, tam gdzie Szymon znalazł dziecko i wilczycę, wszystko prowadziło do tej jednej historii.

Wiedziała dobrze gdzie jechać, gdzie szukać leśniczówki, przecież była tam kilka dni temu. Podświadomość jej podpowiadała, że w tej chatce coś będzie, że kryła w sobie całe zło tego porąbanego planu Tawerny.

***

Było po siedemnastej, gdy zaparkowała auto przed leśnym szlakiem, teraz dalej mogła dostać się tylko pieszo. Wysiadając, ubrała kamizelkę kuloodporną, wzięła broń i ruszyła przed siebie. Wiedziała z kim ma do czynienia i nie mogła drugi raz popełnić tego samego błędu, musiała chronić siebie, a przede wszystkim dziecko, które w niej rosło.

Chyba padało, ściółka, runo, liście i całe podłoże były śliskie i mokre. Widziała leśne życie, małego jeża znikającego w liściach, sarnę z młodym, która spłoszona uciekła, dzięcioła stukającego w drzewo, lecz nie miała czasu przyglądać się i podziwiać, chciała jak najszybciej znaleźć się w leśniczówce.

Im wyżej się wdrapywała, tym głośniej słyszała wycie wilków, tak jakby to ono ją prowadziło. Po wyczerpującej wędrówce znalazła się na leśnej polanie, z której dostrzegała w oddali chatkę.

Podekscytowana, zaczęła biec, nie wiedziała, czy to adrenalina, czy zmienne ciśnienie górskie, ale biegła naprawdę szybko. Zaraz po śmierci Szymona zabrano ją do szpitala na obserwację przeszła załamanie nerwowe, jednak na obserwacji i terminie u psychologa się skończyło, ze względu na jej stan.

Myśl o dziecku pozwoliła uspokoić skołatane nerwy, ono było jej najlepsza terapią, wiedziała, że dla niego musiała być silna.

I oto wyrósł przed nią stary, zrobiony z jasnego drewna, niewielki budynek, który służył za leśniczówkę, nic nadzwyczajnego.

Zapukała kilka razy, nikt się nie odezwał, więc otworzyła drewniane drzwi. W środku było ponuro, w kominku tlił się ogień, stały stare gabloty z bronią myśliwską, na ścianach wisiały trofea zrobione z głów zwierząt, takich jak jeleń, sarna czy dzik. Na środku stał potężny czarny fotel, a pod oknem po prawej stronie, stół z długą ławą.

Zwykła leśniczówka, nie dało się w niej zauważyć nic niepokojącego. A jednak… wycie wilków. Znów wyły. 

Po lewej stronie, między jedną gablotą a drugą, coś jej błysnęło. Podeszła, zobaczyła zamek, w ścianie znajdowały się drzwi, na pierwszy rzut oka niezauważalne. Szarpnęła za malutką klamkę, zamknięte. “Cholera, muszę je otworzyć"– pomyślała. Przecież miała dwie wsuwki we włosach, czy jedna z nich wyświadczy jej tę przysługę?

Komisarz WilkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz