Rozdział 2

172 13 5
                                    

Kiedy wślizgnęłam się z powrotem do rezydencji, na jeden z licznych korytarzy, mając nadzieje, że nikt nie zauważył mojej nieobecności, wpadłam nagle na jednego z barczystych ochroniarzy.

- Właśnie miałeś iść poinformować pani matkę, że panienka gdzieś zniknęła – powiedział spoglądając na mnie z góry, bo był ode mnie o głowę wyższy.

- Ale jestem, więc nie trzeba mamie zawracać już głowy – powiedziałam okazując skruchę.

Ochroniarz westchnął ciężko i przeczesał ręką swoje brązowe włosy.

- Zmykaj już do pokoju, impreza się właśnie kończy, więc twoja obecność nie będzie tam już wymagana – powiedział łagodnym głosem i uśmiechnął się do mnie lekko.

Odwzajemniłam jego uśmiech.

- Dzięki Harry.

Harry był jednym z niewielu naszych ochroniarzy, który zdawał się mieć serce i jakiekolwiek emocje. Pracował u nas odkąd pamiętałam. Kiedy byłam mała, to on uspokajał mnie w czasie burzy i bawił się ze mną lalkami, kiedy rodzice byli zbyt zajęci, by znaleźć dla mnie czas. Mimo, że był tylko ochroniarzem, jednym z wielu i sam już nie był pierwszej młodości, czułam się w pewien sposób z nim związana. Czasem był dla mnie bardziej ojcem niż mój ojciec.

Życzyłam mu jeszcze dobrej nocy i uciekłam do mojego pokoju. Chyba lekko się zataczałam, ale miałam nadzieję, że nikt tego nie widział. Moja sypialnia znajdowała się na pierwszym piętrze i mimo że można by pomyśleć, że chodzę tutaj przecież każdego dnia i powinnam mieć już jakąś kondycję, to kiedy dotarłam na samą górę, miałam lekką zadyszkę. Przemierzyłam szybko kilka korytarzy, pełne obrazów olejny oraz tkanych gobelinów, bo przecież każdy kawałek domu musiał krzyczeć o tym jak jesteśmy bogaci, po czym wpadałam do mojego pokoju.

Kiedy otoczyły mnie moje znajome jasnoróżowe ściany, poczułam się spokojniejsza. Byłam u siebie. Na podłodze z paneli leżał mój biały dywan, a w oknie wisiały szare zasłony. To co było mi znane, sprawiało, że czułam się pewniej, choć pewnie każda inna osoba w moim pokoju czuła by się przytłoczona jego wielkimi rozmiarami, bo spokojnie miał on rozmiary dość dużej kawalerki. Ruszyłam do mojej łazienki, każda sypialnia w tym domu miał prywatną łazienkę, jakby inaczej.

Wzięłam szybki prysznic, ciesząc się gorącą wodą spływającą po moim ciele. Kiedy wychodziłam z łazienki, nieopatrznie zahaczyłam biodrem o białą komódkę, o mało nie rzucając z niej porcelanowego słonia i wazonu z rumiankiem. Złapałam słonika w ostatniej chwili. Duża ilość alkoholu dawała o sobie znać, a nie chciałam by moja jedyna pamiątka od babci w postaci słonika, zbiła się przez moją nieostrożność. Kiedy z nabożną czcią odstawiłam figurkę, mimowolnie pomyślałam o babci. Dziadek od strony mamy nie żył, zmarł na zawał serca, a jego żony, czyli mojej babci, która to podarowała mi tego słonia, nie widziałam od dawna, choć ona akurat miała się bardzo dobrze, w przeciwieństwie do swojego już nieżyjącego męża.

Nigdy do końca się nie dowiedziałam dlaczego moja rodzicielka całkowicie odcięła się od swojej matki i odsunęła od niej naszą rodzinę. Skutek był taki, że nie widziałam jej od dawien dawna, ale zawsze kiedy poruszałam z rodzicami ten temat, ucinali drastycznie dyskusje, aż w końcu przestałam o tym wspominać.

Ale teraz kiedy spojrzałam na tego słonika, poczułam w klatce piersiowej jakąś tęsknotę za babką. Wierzyłam, że mama musiała mieć jakiś poważny powodów by postąpić tak jak postąpiła, a jej decyzja była słuszna i nie mogłam nie rozdrapywać starych ran. Odwróciłam wzrok od słonika i rzucając brudne ubrania na krzesło obok również białego biurka, ruszyłam ku łóżku. Rzuciłam się na moje olbrzymie łoże i wzdychając zmęczona, przetoczyłam się na plecy i spojrzałam na baldachim, który miałam nad łóżkiem. Standardy na najwyższym poziomie, jak to mawia moja mama.

FallenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz