18

92 11 1
                                    

Rozmowę przerwał nam szmer dochodzący z krzaków i warknięcie. To nas ocuciło, a ja szybko zszedłem z zająca, który też nie był już taki zadowolony. Na brzegu stał Makoto z dłońmi zapartymi o biodra. Jego twarz wyrażała czyste niezadowolenie. Gdy podpłynęliśmy do brzegu, od razu odseparował mnie od zająca.


- Możesz od tak opuszczać swoje miejsce pracy? - zapytał Rivera z czystą niechęcią do niego.

- Przysługują mi przerwy. - Nie zrażony niczym zając odpowiadał jak równemu sobie. To była kolejna rzecz, którą zacząłem w nim podziwiać. W konfrontacji z silniejszym od siebie wilkiem nie okazywał strachu i mówił jak równy z równym, broniąc się, że nie zrobił niczego złego.

- Byłeś pewny, że ta woda jest czysta, nim przyprowadziłeś tu Shiroia? A co jakby złapał jakąś chorobę przez tę wodę? - Wilk wkroczył w narrację, jakbym był dosłownie jego 2-letnim dzieckiem, a to mi się nie podobało.

- Nie jesteśmy tacy słabi, nasze organizmy są przystosowane do radzenia sobie z takimi rzeczami. - Wybronił się, zarzucając na siebie ubranie i nie przejmując się, że podburza jeszcze bardziej wilka.

- Może twój, jesteś zającem a on królikiem - Widząc że niczego tym nie wskóra, przerwał rozmowę i odwrócił się do mnie. Myślałem, że mnie też skrzyczy albo potępi. On tylko zdjął z siebie bluzę i narzucił ją na mnie. Zebrał moje rzeczy i mnie wziął na ręce, jeszcze na koniec odwracając się do zająca.

- Nie kręć się tak często przy nim - Zniżył głos tak, że aż mnie ciarki przeszły, po czym skierował się w drogę powrotną do domu. Widząc za nami Rivera, złożyłem ręce w geście przeprosin, ale on tylko machnął na to ręką sygnalizując, że nie jest na mnie za to zły. To ja go w końcu zaczepiłem, on tylko sobie pracował.

Ale skąd wilk wiedział, że jesteśmy właśnie tam? I dlaczego nie pracował? Miał być wolny dopiero po południu, a dopiero pewnie dochodziła dwunasta.

Gdy wróciliśmy do domu zorientowałem się, że nie miałem racji, a była już siedemnasta. Jak nie zauważyłem, że upłynęła taka ilość czasu? Wilk postawił mnie dopiero w kuchni.

- W piekarniku jest obiad, jak jesteś głodny to możesz sobie odgrzać - Nie był już zły, a brzmiał bardziej na smutnego. Nie zdążyłem się do niego odezwać, bo znów zamknął się w saloniku. Chyba się na mnie obraził. Ostatecznie zjadłem już zimny obiad, bo nie wiedziałem, jak go podgrzać, a wilka nie chciałem o to prosić. To on miał jakieś problemy nie ja. Fakt, powinienem patrzeć na godzinę, ale dlaczego nie mogłem kolegować się z nowymi osobami? Do tego potraktował mnie przy nim jak dziecko, sugerując że mogę zachorować od lekko brudnej wody. No już bez przesady. Umyliśmy się i położyliśmy spać w ciszy. Leżeliśmy tak razem i żadne z nas nie chciało przeprosić. W końcu wilk obrócił się do mnie i w końcu się odezwał.

- Chcesz się ze mną jutro gdzieś przejechać? - Zapytał skruszony. Udałem, że się zastanawiam, by zasiać w nim ziarnko niepewności.

- Dobrze, możemy gdzieś jutro pojechać. Tak skończyliśmy rozmowę, a wilk przysunął się do mnie i włożył swoje ramie pod moją głowę. Chyba oboje uznaliśmy, że wściekanie się na siebie nie ma sensu i puściliśmy fochy w niepamięć.

Pokusy Mojego KońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz