10

203 20 5
                                        

Następnego dnia oboje staraliśmy się unikać wczorajszego tematu.


Większość dnia spędziłem z Mary w kuchni, a potem się po prostu przechadzaliśmy po korytarzach.

- Ja otworze!- krzyknąłem, gdy zadzwonił dzwonek. Otworzyłem drzwi i w tym momencie też przybiegł Makoto.

W drzwiach zastałem niskiego pana z dość długim białym zarostem i dwoma rogami po bokach głowy.

- Dzień dobry- powiedział uśmiechnięty baran, któremu otworzyłem drzwi. - Jestem twoim lekarzem, przyszedłem na kontrolę. O dzień dobry panie Makoto. - Powiedział, gdy zauważył wilka stojącego za mną.

- Czy możemy przejść najpierw do mnie- zapytał trochę oschle. Coś było w jego zachowaniu nie w porządku. Wydawał się czymś zaniepokojony.

- Wybaczy pan, ale mam mało czasu. Chciałbym od razu przejść do sedna. Zaprowadzisz mnie do swojego pokoju? - ostatnim zdaniem zwrócił się do mnie, a ja kiwnąłem głową. Gdy szliśmy, widziałem że Wilk jest spięty. Może nie lubi lekarzy?

Gdy mieliśmy już wejść, doktor zatrzymał Makota w progu.

- Wybaczy pan, ale skoro pacjent jest przytomny, to lepiej będzie przeprowadzać rozmowę w cztery oczy. - Podobało mi się podejście lekarza, widać było, że był profesjonalistą.

- Nie zgadzam się- obniżył brwi i warknął na doktora. Coś naprawdę było w jego zachowaniu nie tak. Doktor był roślinożercą, nijak mi nie zagrażał.

- Ja- ja wolałbym rozmowę w cztery oczy. - wiedziałem, że jeśli tego nie przerwę, to może dojść do nieprzyjemnych sytuacji.

- Ale... - starał się jeszcze zaoponować Wilk

- No to ustalone - przerwał mu baran. - Może pan zostać na zewnątrz, a my zaczniemy- zamknął mu drzwi przed nosem, po czym kazał mi zdjąć koszulkę.

Dokładnie obadał moją klatkę piersiową i inne partie ciała. Nie nadużywał prawa do dotykania mnie.

W międzyczasie zadawał mi typowe pytania, czy na coś choruję, czy czuję jakiś dyskomfort i tak dalej.

- Zażywasz suplementy, które ci wypisałem?

- Tak biorę je codziennie.

- Nie polecam jeść z nimi nabiału. Dobrze sprawdzają się do warzyw, bo nie zmieniają smaku ani się ich nie wyczuwa.

- Uch przepraszam?- do końca nie zrozumiałem - ja biorę te- podałem mu z szafki pudełeczko, które napełniał mi Makoto.

- To nie są te leki. - zdziwił się lekarz, przyglądając się dokładnie tabletką.

- Poprosiłem Makoto, by kupił mi blokery, to drugie to miały być witaminy. - Byłem szczerze zdziwiony.

- Po pierwsze, czy widziałeś w ogóle opakowania tych leków?- zaprzeczyłem, a lekarz spojrzał na mnie z grobową miną i przeczesał palcami brodę. - nie powinieneś brać leków, jeśli tak naprawdę nie wiesz, czym one są. Te to wprawdzie tabletki stymulujące, coś jak witaminy, ale te drugie to nie blokery. Przepisuję je parą, które chcą zrównać ruje, starając się o dziecko.

Zamarłem. Czyli dałem się tak łatwo zmanipulować? Uwierzyłem im wszystkim, tymczasem oni byli przeciwko mnie. Moje nogi odmówiły posłuszeństwa i opadłem na łóżko.

- Powinieneś to jak najszybciej wyjaśnić.- oddał mi w dłoń pojemniczek, po czym spakował swoje rzeczy - Pamiętaj, że jesteś roślinożercą i powinieneś być na wszystko przygotowany i w każdej chwili ostrożny. Nie każdy chce dla nas dobrze. - Ostrzegł mnie i wyszedł z pokoju.

Gdy zostałem sam, wsadziłem głowę między kolana i starałem się uspokoić oddech, który przyśpieszał.

Czułem strach, ogromny strach przed tym, co w każdej chwili mogło stać się w moim ciele, ale przede wszystkim złość.

Złość na siebie i innych.

Zaufałem, liczyłem się z ich zdaniem, a teraz miałem za swoje. Byłem zbyt łatwowierny.

A tak się żalił, że ludzie oceniają go po wyglądzie. Tymczasem wewnętrznie też był plugawą bestią.

Poderwałem się do drzwi i wybiegłem na korytarz akurat, kiedy Makoto z kimś na nim rozmawiał.

- Ty Sukinsynu!- krzyknąłem i rzuciłem w niego pojemnikiem.

Pudełko roztrzaskało się na jego plecach, a tabletki rozbryzgały się po korytarzu. Obrócił się do mnie w szoku, a jego rozmówca uciekł do innego korytarza. Szybko załapał, o czym się dowiedziałem i starał się jakoś zażegnać mojej złości.

-To nie tak jak myślisz!- chciał do mnie podejść, ale ja cały w furii rzuciłem w niego kwiatkiem z jakiegoś parapetu, co go powstrzymało.

- Zaufałem ci, wierzyłem w każde słowo, a ty tylko mnie wykorzystałeś! - krzyczałem tak głośno, że czułem, jak rwę sobie gardło- Dlaczego?! Dlaczego mi to zrobiłeś?!

- Chciałem z tobą założyć rodzinę. Mieć dziecko i...

- Moim kosztem?! Czy zależało ci choć trochę na moim zdaniu? Obchodziłem cię w ogóle, czy uważasz mnie tylko za maszynę rozpłodową?

- Nie jesteś nią...

- To dlaczego mnie tak traktujesz?! Ty...- Poczułem, jak zaczyna palić mnie podbrzusze. Przez uniesienie się złością tylko bardziej przyśpieszyłem nadejście swojej gorączki. Padłem na ziemię przez nagły ból.

- Zaczęło się- szepnąłem do siebie, po czym spojrzałem na przerażonego Wilka, niewiedzącego co się dzieje. - Widzisz bestio, masz teraz co chciałeś. - zacząłem płakać z niemocy.

Wilk podbiegł do mnie i wziął mnie na ręce i wniósł do mojego pokoju. Zrzucił pościel i położył mnie na łóżku.

Wydawał się przerażony, ale ja wiedziałem, że udawał. Przecież do tego starał się doprowadzić.

- Rób co chcesz, nie obchodzi mnie to. - rozłożyłem ręce na boki i czekałem.

Pokusy Mojego KońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz