4

237 24 4
                                        

Ku mojemu zdziwieniu obudziłem się.

A może jestem już w niebie? Um, nie raczej nie. Tam chyba nie mają łóżek z ciemnego drewna z baldachimem. Anioły śpią raczej na chmurkach, a może w ogóle nie śpią? Nie ważne.

Podniosłem się do siadu i poprawiłem uszy, które opadły mi od razu na twarz.

Gdzie mogłem być? Pokój zachowany był raczej w ciemnych kolorach. Rzeczy dookoła były raczej drogie, więc wykluczyłem moje stare miejsce pobytu. Do ręki miałem przyczepioną kroplówkę.

O nie, nie będą mnie czymś poić.

Wyrwałem wentyl z cichym sykiem i szybko oblizałem ranę.

Fuj krew.

A właśnie.

Czemu ja jeszcze żyję do cholery?!

Odrzuciłem kołdrę i stanąłem na miękkim dywanie. Po raz pierwszy czułem w sobie siłę, by chociaż przebiec ten metr.

Miałem na sobie koszulę. Przybliżyłem ją do nosa i szybko przestraszony opuściłem.

Pachniała wilkiem.

Czyli on nie zrezygnował, a wziął mnie na wynos.

Nawet nie wiem, czy mnie wtedy nie przeleciał. Nie miałem na sobie siniaków, ale kto wie, ile przespałem.

On tu wróci. Na pewno będzie chciał dokończyć posiłek, ale ja do tego nie dopuszczę.

Przy drzwiach stał talerzyk ze świeżymi warzywami. Próbowali zrobić ze mnie głupiego królika. Pewnie to czymś nafaszerowali.

Ominąłem talerzyk i bez żadnego planu ucieczki wyszedłem na korytarz.

Czy nawet jakbym zaplanował coś, to by się na pewno udało?

Nie znam terenu, mam do dyspozycji tylko swój słuch i węch a w każdej chwili mogą zauważyć moje zniknięcie.

Nie myśl o tym teraz.

Teraz musiałem jedynie znaleźć drzwi wyjściowe.

Powili przemierzałem korytarze. Wszędzie były obrazy majestatycznych wilków. To musi być jego rodzina.

W końcu napotkałem pierwsze wilki. Wiedziałem, że nie może być tak pięknie. Schowałem się z powrotem w zakręt, mając nadzieję, że mnie nie zauważyli. Serce wypadało mi z klatki, ale starałem się je uciszyć.

Były to dwa dorosłe samce ubrane w te same uniformy. To musi być jakaś straż. Gdy przeszli obok mnie wtopiłem się w ścianę i przestałem oddychać.

Żaden się nie odwrócił, tylko dalej prowadzili rozmowę. Gdy przeszli dalej chciałem cicho przejść dalej, ale nagle jeden się zatrzymał.

- Jeśli chcesz się ukryć, to najpierw powinieneś zamaskować zapach króliczku- odwrócił się do mnie, a mnie zatkało.

Węch. Oni wszystko czują. Przecież to wilki!

Zanim zdążył cokolwiek więcej powiedzieć, ja już biegłem w przeciwnym kierunku.

Szybkość, tylko to mogło mnie wtedy uratować. Jeśli mnie dogonią to koniec.

Biegłem przed siebie.

Czułem, że mnie gonią.

Co kawałek skręcałem, żeby chociaż ich zgubić, ale plany pokrzyżował mi ktoś stojący centralnie na mojej drodze.

Odbiłem się od tej osoby i uderzyłem głową o ziemię.

- Młody chłopcze nic ci nie jest? - zapytał babciny głos, a ja spojrzałem na tą osobę.

Roślinożerna!

Wtuliłem się w jej nogę i mimo bólu głowy zacząłem płakać.

- Proszę, pomóż mi- prosiłem, gdy zobaczyłem te dwa wilki- Bo..boję się.

Jeden z wilków podszedł i chciał mnie złapać, ale starsza zebra zbiła go po dłoniach.

- Jak wam nie wstyd, niby dorośli a straszycie tego biednego chłopca. - skarciła ich, grożąc im palcem.

- Ale my nic mu nie zrobiliśmy- bronili się.

Zebra podniosła mnie do pionu a ja schowałem się za jej sukienką.

Wszyscy tutaj byli tacy wysocy, a ja byłem malusi. To jedna z wielu przyczyn, przez które zacząłem płakać.

- Boli cię coś kochanie?- zapytała opiekuńczo.

- Głowa- powiedziałem, a jeden z wilków nagle pojawił się za mną.

Krzyknąłem i chciałem uciec, ale on tylko złapał moją rękę.

- Przepraszamy, że cię przestraszyliśmy. Nie chcieliśmy. Pozwolisz nam się odeskortować do pokoju?

- Dobrze- miałem uciekać, ale zgubiłem się bardziej i głupio zdradziłem swoje zamiary. Spróbuję, jak dowiem się gdzie muszę biec. Chyba że nie starczy mi na to czasu.

Jeden wilk prowadził, a drugi szedł za mną w bezpiecznej odległości.

Przeprowadzali mnie przez korytarze bez słowa, aż dotarliśmy do pokoju, z którego uciekłem.

Gdy otworzyłem drzwi, krew odpłynęła mi z twarzy.

To ten wilk.

Siedział na łóżku i ściskał kroplówkę, którą wcześniej oderwałem. Gdy na mnie spojrzał, ciało przeszły mi nie przyjemne dreszcze, a ja chciałem uciec. Nieważne gdzie, byle by tak na mnie nie patrzył.

Jest zły. Widzę, jak zaciska szpony. Wyobraziłem sobie, jak robi to na moim gardle.

Podchodził do mnie.

Zaraz zemdleje.

Łzy cisnęły mi się w oczy i nie wiem, kiedy zacząłem się odsuwać.

Dwa wilki stały w miejscu, tylko on podchodził, a ja się cofałem.

Bałem się.

To bestia zje mnie, nawet na oczach innych. Myśli tylko głodem, takie są bestie.

Łzy płynęły, on nadal podchodził, aż brakło mi miejsca do cofania się. Był ogromny, jedną ręką mógłby zmiażdżyć mi twarz, a właśnie ją podnosił.

- Nie chce- wyszeptałem jakby sam do siebie, ale on to usłyszał.

- Czego ?- spytał i w tym momencie jego dłoń dotknęła mojego policzka.

- Umierać..- nie wytrzymałem i upadłem zamroczony.

- Więc się tobą zaopiekuje - to ostatnie co od niego usłyszałem po czym nastąpiła ciemność.


Pokusy Mojego KońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz