13

185 19 2
                                    

Już po paru dniach Makoto i ja byliśmy przygotowani do wyjazdu. Nie zdradził mi jednak, dokąd dokładnie jedziemy, przykrywając to pod hasłem niespodzianki. Cały nabuzowany emocjami starałem się to z niego wyciągnąć, ale nie byłem w stanie. Uparcie stał przy swoim. Wilk spakował nasze bagaże do bagażnika i kazał mi wsiąść do samochodu. Gdy zajął miejsce kierowcy, nachylił się nade mną. Spanikowałem i odsunąłem się w stronę okna.


Na szczęście starszy tylko zapiął mi pasy. Gdy się odsuwał, uśmiechnął się do mnie i odpalił silnik. Przez cały okres przygotowań do wyjazdu uważałby mnie nie rozzłościć. Chodził niemal na palcach, gdy za bardzo zbliżał się do przekroczenia granicy mojej prywatności. Pierwszy raz czułem, że mam jakąś władzę. Gdy coś chciałem on mi to przynosił, a gdy mi się coś nie podobało, usuwał to z pola mojego widzenia. Niemal zapomniałem, że do niedawna byłem jeszcze posiłkiem podanym na tacy. Myśl ta odpływała coraz dalej z kolejnymi udogodnieniami, które zostały załatwiane dla mnie przez Makoto.

Pożegnaliśmy pozostałych domowników już zza szyby. Pani Zebra upewniła się, czy będziemy się dobrze odżywiać i z zaszklonymi oczami pomachał nam na do widzenia. Wyjechaliśmy z pojazdu i dołączyliśmy do ruchu.

Dom leżał na sporym odludziu, a dookoła znajdowały się jedynie lasy i polany. Minęło sporo czasu, zanim pojedyncze domki zmieniły się na spore zabudowania.

Wilk był skupiony na jeździe, ale to nie przeszkadzało mu w próbie zagadania mnie.

- Cieszysz się? - zapytał, wjeżdżając na wielopasową drogę - Z wycieczki?

- Tak, ale nie lubię długiej jazdy. - przyznałem. Nie miałem za fajnych wspomnień z autami. Jedynym, którym do tej pory jechałem była ciężarówka, do której załadowali nas od razu po porwaniu.

- To może prześpij się? Obudzę cię, gdy będziemy na miejscu. - Wyciągnął swoją rękę do tyłu i z tylnych siedzeń podał mi poduszkę. Przyjąłem ją i podkuliłem nogi, zwijając się w kłębek. Głowę położyłem na poduszce i obwinąłem rękami nogi.

W takiej pozycji, choć niewygodnej, ale stabilnej, poszedłem spać. Zgodnie z umową wilk obudził mnie, gdy się zatrzymaliśmy. Rozmasowałem dokładnie kąciki oczu, pozbywając się sennych okruszków. Rozejrzałem się i dostrzegłem, że otacza nas mnóstwo budynków, a my staliśmy między innymi samochodami.

- Gdzie jesteśmy? - zapytałem, odpinając się i wysiadając, by rozciągnąć mięśnie.

-To jeszcze nie jest cel naszej podróży, ale uznałem, że powinniśmy zrobić dłuższy postój, by kupić jakieś jedzenie czy więcej ubrań. - Wyjął z bagażnika torbę, po czym zarzucił ją na ramie. - To najbliższe większe miasto, które jest już niedaleko naszego celu. - wyciągnął do mnie dłoń.- przejdźmy się.

Złapałem jego dłoń z lekkim opóźnieniem. Nie chciałem się zgubić, więc musiałem odłożyć niesmak na później.

Przechodziliśmy wzdłuż ulicy pełnej sklepów.

W witrynach było widać najróżniejsze rzeczy od ubrań po słodycze i części elektroniczne. Przy jednej z witryn mnie lekko zagięło. Cały sklep wypełniony był słodyczami, poukładane były w stosy i zajmowały całe lady. Lizaki i cukierki miały przeróżne kształty a te zwyczajnie wyglądające miały ogromne rozmiary. Wilk wybudził mnie z cukrowej śpiączki, przyciągając do siebie.

- Wrócimy tu - odnotował w pamięci i zaciągnął mnie do sklepu obok. Zakupy ubraniowe były nużące. Nie przykładałem wagi do wyboru ubrań i mogłem założyć cokolwiek, dlatego to wilk wybierał co kupimy, a co zostawimy. Pytał mnie tylko czy jest mi w tych ubraniach, co wybrał, wygodnie. Sobie też znalazł parę ubrań i po przepraniu się w nie pokazywał się mi i liczył na jakąś ocenę. Ku jego niezadowoleniu moje odpowiedzi były mocno wymijające i ogólne. Po dłużących się godzinach i przejściu przez multum sklepów na reszcie mogłem odpocząć. Chciałem już tylko wrócić do auta i powrócić do snu. Wilk zebrał wszystkie siatki ze swoimi, jak i moimi rzeczami i po złapaniu mojej dłoni w końcu opuściliśmy ostatni sklep. Kierowaliśmy się już w stronę samochodu, gdy wilk zatrzymał się i poprosił, bym poczekał na niego w tym miejscu.

Uczyniłem to i starałem się nie paść na brukowaną ulicę. Gdy wrócił, wyciągnął przed siebie dużego lizaka. Było to czerwone słodkie serce w folijce z kokardką. Przyjąłem prezent i jak dziecko wpatrywałem się w niego z uśmiechem. Podziękowałem i rozbudzony pociągnąłem go w stronę auta, już nie stroniąc od łapania za jego dłoń.

Spakowaliśmy zakupy i przyszykowaliśmy się do dalszej jazdy. Zajęty lizakiem oglądałem krajobraz rozpościerający się za oknem. Od czasu do czasu zerkałem na kierowcę, który z wielkim uśmiechem również czasami na mnie zerkał, upewniając się, że długa podróż nie odbija się na moim samopoczuciu.

Pokusy Mojego KońcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz