Nadeszła wieczorna pora. Siedziałam wygodnie rozłożona na dużej, czerwonej kanapie w jednym z włoskich klubów należących do rodziny. Moje nogi spoczywały na kolanach jednego z pięciu, otaczających mnie wysokich brunetów. Lubię brunetów, są naprawdę pociągający. Wielu z nich jest tutaj tylko po to, abym miała na co popatrzeć. Taka moja wewnętrzna fantazja. Reszta stała tuż za mną, spełniając każdą, nawet najmniejszą zachciankę.
Długa, ciemna, połyskująca sukienka opadała swobodnie, na kanapę i kończyła się milimetr nad podłogą. Z kieliszkiem wina w ręku, uważnie przyglądałam się dwóm dyskutującym mężczyzną. Chłonęłam i analizowałam słowa padające z ich ust. Facet na prawo to mój ojciec. Natomiast ten zboczeniec na lewo to... tak naprawdę nie wiem, kim jest. Wiem, że jest seksistą i długo nie pożyje, to mi wystarczy. Skąd takie wnioski? Co chwilę kątem oka pożerał mnie wzrokiem, oblizywał stare wargi, udając, że jest młodszy o co najmniej trzydzieści lat, a z twarzy nie schodził mu obrzydliwy uśmiech.
Jeśli chodzi o to, skąd wiem, że zginie. To bardzo proste. Jest moim zadaniem, a ja nie pudłuję. Nigdy.
-Panie Bianchi, konkrety. - Odezwałam się w końcu, wyjątkowo szorstkim tonem. Mężczyzna był nieźle zaskoczony, nie spodziewał się odzewu ze strony kobiety.
Ojciec z ledwo widocznym uznaniem spojrzał w moją stronę. Chociaż twarz zdobiła nieprzenikniona maska groźnego szefa mafii, to po latach spędzonych w jego towarzystwie, byłam w stanie zauważyć pozornie niewidoczne znaki. Osoby z zewnątrz na pewno by tego nie dostrzegły.
-Zgadzam się z moją córką, przejdźmy do sedna sprawy. - Odparł niskim, wyniosłym głosem, a mocno zielone tęczówki, przeszyły na wskroś rozmówcę.
Antonio Venturi był postawnym, wysokim mężczyzną, o ciemnobrązowych, dość krótkich i prostych włosach, na których gdzieniegdzie wkradały się siwe pasemka. Wszelkie próby dyskusji, łgarstwa lub podobne sztuczki kończyły się fiaskiem. Nie należał do ludzi dających drugie szanse. Opanowanie emocji wyćwiczył do perfekcji, a twarz prawie zawsze wyrażała… no właśnie, nie wyrażała nic. Pusty wzrok, którym często szczycił ludzi wokół, stał się jego asem w rękawie i kluczem do wygranej. Krótko mówiąc, siał postrach wszędzie, gdzie się pojawiał, tylko głupcy o tym zapominali, a jeden z nich właśnie siedział przede mną.
-Ma Pan całkowitą rację. - Poprawił marynarkę, a ojciec spojrzał obojętnie na zegarek. - Chcemy, aby pomógł nam Pan przetransportować towar ze wschodniej części Hiszpanii, do Pontonezy. - Uśmiechnął się szeroko, upijając łyk trunku. - Granice są dobrze sprawdzane, potrzebujemy ochrony oraz ludzi. - Stwierdził twardo, odstawiając naczynie z lekkim hukiem na stół. - Oczywiście dostaniecie swoją działkę.
-Ile? - Ojciec nawet nie mrugnął. Wypranym z emocji wzrokiem, śledził każdy niezgrabny ruch człowieka przed sobą. Tak jak wilk polujący na ofiarę.
-Piętnaście procent. - Wypowiedział powoli. Zaśmiałam się bez cienia rozbawienia.
-Czyli mamy wysłać swoich ludzi za darmo? - W ułamku sekundy, moje sztuczne rozbawienie przemieniło się w śmiertelną powagę. Gestem ręki, odesłałam towarzyszy. Wyprostowałam się i usiadłam, zakładając nogę na nogę. - Nasi ludzie są świetnie wyszkoleni i przystosowują się do różnych zadań, jednakże zawsze istnieje pewne ryzyko. - Wzięłam kieliszek z winem i wykonałam delikatne koliste ruchy. - Dlaczego mielibyśmy wysyłać ich na akcję, za nędzne piętnaście procent? - Zapytałam rudowłosego mężczyznę koło pięćdziesiątki.
-W tej branży ryzyko pojawia się zawsze, Panno Venturi. - Uśmiechnął się sztucznie. Ten gest miał prawdopodobnie odwrócić naszą uwagę, od jego spinających się mięśni. -Muszę jednak zauważyć, że to nie na miejscu, wtrącać się w rozmowę dorosłych i to jeszcze niepytanym. - Wypowiedział przez zaciśnięte zęby, nawet na chwilę się nie zawahałam, nie spuściłam wzroku, ani nie spięłam.
CZYTASZ
Posmak Fioletu
RomanceOn nigdy nikogo nie zabił, a ona... No cóż, powiedzmy, że to nie jest jej obce. ,,-Moje dzieciństwo nigdy nie przebiegało tak jak u każdej małej dziewczynki. Już od samego początku zamiast historii o księżniczkach czekających na ratunek, opowiadano...