22) Bukiet.

245 13 0
                                    

-Posłuchaj. Wiem, że do twojej koronacji zostało zaledwie kilka dni, ale uwierz mi, ta wycieczka jest potrzebna. - Upiera się Carson, jednocześnie prowadząc samochód.

-To nie jest koronacja. - Odpowiadam zwięźle. - Tylko uroczystość z okazji oddania mi władzy. Nie myl pojęć. -Buczę bez entuzjazmu.

-Oczywiście, a przy okazji odbędzie się na wielkiej sali balowej z masą ludzi, przebranych w piękne suknie i garnitury. Taka tam kameralna posiadówka. - Machnął lekceważąco ręką i rzucił mi szybkie spojrzenie. - Nie zdziwię się, jeśli niebo rozdzieli się na pół, a olbrzymi anioł sfrunie na ziemię, zakładając ci wielką koronę na głowę. - Zaśmiał się cicho, chociaż mnie ta koncepcja wydała się irracjonalnie głupia.

-Za dużo bajek się naoglądałeś. - Wyglądam za okno, z racji, że nie mam nic lepszego do roboty, po prostu przyglądam się szybko znikającym widokom.

-A ty stanowczo za mało. - Pokręcił z rezygnacją głową. - Pamiętasz ostatni wyjazd do ogrodu botanicznego? Ostatecznie byłaś zadowolona, więc i teraz zdaj się na mnie. - Jego uśmiech jest tak szeroki, że zaczął sięgać błyszczących oczu.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że mieszkasz w Rzymie? - Upewniam się. - Bodajże całe życie?

-Czy naprawdę wydaje ci się, że znasz to miasto? -Zapytał, a ja przytaknęłam z przekonaniem. - Błagam cię. Jeździsz z magazynu do magazynu, potem do domu, a następnie znowu do magazynu, nie masz nawet czasu na porządne wyspanie się. Nie wmówisz mi, że jest inaczej. - Rzucił lekceważąco, a kiedy obrzuciłam go groźnym spojrzeniem, szybko kontynuował. - Nie patrz tak na mnie, ja też nigdy nie miałem czasu na głębsze zapoznanie się z miejscem, w którym mieszkam. Dlatego wybieramy się tam razem, zacieśnianie więzi i takie tam.

Widząc emanujące od niego podekscytowanie, postanowiłam zaprzestać dalszych sprzeciwów. To bardzo niepokojące, ale coraz częściej przyłapywałam się na świadomości, że lubię tego człowieka bardziej, niż mogłaby tego chcieć. Chociaż przyznaję, że często wchodzi mi w paradę, może niekiedy nawet zbyt często, ale ma w sobie coś, co sprawia, że nie mogę się zdystansować.

Przeraża mnie to.

Nienawidzę tego, że wbrew sobie wciąż dopuszczam do siebie ludzi. Wiem, że dziadek byłby oburzony, widząc moje poczynania. Mogę sobie wyobrazić karcące spojrzenie, którym mnie obrzuca i karę, jaką mi wymierza. Dodatkowo wciąż nie potrafię wybaczyć sobie straty przyjaciółki, a w dalszym ciągu narażam na niebezpieczeństwo niewinne osoby, to nie powinno działać w ten sposób. Zaciskam dłonie w pięści i staram się znaleźć powód, dzięki któremu mogłabym go nie lubić. Powinnam się skupić na priorytetach, a nie jeździć na wycieczki.

-Ria. - Do moich uszu dobiega wesoły głos Carsona. - Słuchasz mnie w ogóle? - Cień zmartwienia przeszył jego twarz.

-Tak, co mówiłeś? - Pokręcił zrezygnowany głową.

-Właśnie widzę. Mówiłem, żebyś wybrała miejsce, które od dawna chciałaś zwiedzić. No wiesz, coś, do czego zawsze cię ciągnęło, ale nie mogłaś tego spróbować.

-Nie mam żadnych pomysłów, jedź, gdzie chcesz. - Wzruszyłam ramionami i uchyliłam szybę, chłodny powiew wiatru, lekko rozwiał luźne kosmyki włosów.

-Naprawdę? Nic a nic, chociaż przez maciupeńką sekundę cię nie zainteresowało? - Uśmiech trochę mu zrzednął, wyglądał na zawiedzionego. Nie chciałam tego, więc wytężyłam umysł.

Przypomniałam sobie, że kiedyś razem z Mariettą, siedziałyśmy w naszym leśnym domku i rozmawiałyśmy o ogromnej starej budowli. Nidy nie było nam dane wspólnie jej odwiedzić, więc to może być jedyna okazja.

Posmak Fioletu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz