4) Dwa Tygodnie

432 16 0
                                    


Rozmowa z tatą i nakłonienie go do przyśpieszenia lub opóźnienia terminu wymagało ode mnie nakładu mnóstwa samozaparcia. Dyskusja była długa i nudna, ale ostatecznie udana. Wszystko odbyło się wczorajszego wieczoru, bez broni, jedynie pięści. Ojciec napuścił na mnie kilkunastu żołnierzy, miało to sprawdzić moją koordynację i myślenie strategiczne.

Choć przyznaję, że jest to dość nie fair. Oni mieli wszystko rozrysowane, podczas gdy ja musiałam głowić się w środku walki. Nie polecam nikomu. Oczywiście wygrałam, chociaż nie obyło się bez mocnych ciosów w moją stronę. Dlatego właśnie dziś, jestem obolała, trochę posiniaczona i może ciut poraniona.

Zanim tu przyjechałam, informatycy dostali rozkaz rozesłania ulotek każdemu mieszkańcowi. W końcu, jeśli już tu jestem, niech będą z tego jakieś korzyści. Przekroczyłam próg miejskiego schroniska i ruszyłam w głąb, wzrokiem poszukując dwóch koleżanek. Niestety utrudnił mi to głos Rainy.

-Saveria! Czekaj! - Spojrzałam na nią beznamiętnie i stanęłam w miejscu.

Tuż obok niej, stała reszta przydupasów, więc ostatecznie przyszli wszyscy. Super.

- Świetnie wyglądasz. - Zaczęła Erica, jednakże szczerze wątpiłam w prawdziwość tych słów.

-Chociaż wydajesz się zmęczona. - Dodał Colto. - Jeśli chcesz, możesz wziąć mój sok. - Podał mi kartonik.

-Dzięki, ale nie dzięki. - Odburknęłam.

-Zaraz musimy iść do stoiska, ale może zrobimy sobie zdjęcie? - Zapytał Basilio, wyciągając telefon. - Wstawimy je na stronę, wtedy przyjdzie więcej osób.

-Byle szybko. - Odparłam, chcąc mieć to z głowy.

Wszyscy ustawili się obok mnie, Basilio wyciągnął telefon.

-Uśmiech! - Zawołał i zrobił zdjęcie, potem sprawdził, jak wyszło. - Saveria, ty się nie uśmiechnęłaś. Może powtórzymy…

-Nie, nie licz na więcej.

-Dobra. A i nie zdziw się, gdy cię oznaczymy. - Colto puścił do mnie prześmiewcze oczko, a Raina spojrzała na zegarek.

-Musimy iść, fajnie, że jesteś. Zobaczymy się później.

Ostatni raz mi pomachała i wszyscy ruszyli do przodu, nie odwracając się ani razu. Powstrzymałam wywrócenie oczami, strzepałam nieistniejący kurz z ubrania i pewnym siebie krokiem weszłam w głąb tłumu.

Główny plac wyglądał ładnie, a ludzi było dużo. Wywieszono jakieś balony, kolorowe serpentyny, plakaty, ustawiono gry, stoły z jedzeniem i piciem. Wszystko rzecz jasna było darmowe, co miało działać na plus. Sam zamysł bardzo mi się podobał, miałam jednak nadzieję, że przyjdą tu świadomi ludzie, którzy chcieliby zaadoptować zwierzaka.

Rozglądałam się po tłumie, ale nigdzie nie dostrzegłam odznaczających się czupryn dwójki dziewczyn. Jednakże mój wzrok spoczął na czymś równie interesującym, wolnym, wyrównanym krokiem przemieściłam się do straganu z napojami. Za ladą, stała ładna, niska brunetka, a tuż obok mężczyzna o brązowych włosach i niesamowicie niebieskich oczach. Wydawał się mocno skupiony na swoim zadaniu. W szybkim tempie wyciągał kubki, nalewał napoje, a potem rozdawał je podchodzącym ludziom.

Stanęłam w dobrze prosperującej kolejce, a gdy nadszedł mój czas, powiedziałam:

-Proszę, proszę. Kogo my tu mamy? -Mężczyzna jak poparzony uniósł w zdziwieniu wzrok. - Sok wystarczy. - Rzuciłam od niechcenia.

-Co ty tutaj robisz? Śledzisz mnie? - Zawrzał przyciszonym głosem.

-Za bardzo sobie schlebiasz kolego. - Ułożyłam ręce na piersi. - Wydawało mi się, że w tej dziedzinie to ty przodujesz. - Ręka z trzymającym sokiem, zawisła mu w powietrzu.

Posmak Fioletu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz