Siedziałam właśnie, na jednej z szafek w laboratorium profesora Huste. Był to starszy mężczyzna o niegdyś blond, a teraz mocno siwych włosach, lekkim zaroście i średnim wzroście. Odmienną urodę odziedziczył po matce, Szwedce.Muszę przyznać, że jeśli chodzi o to miejsce, przebywam tu tak często, że mogłabym nazwa je drugim domem. Spojrzałam na Danilo w białym kitlu i gumowych rękawiczkach, przyglądał się jakiejś probówce z przezroczystą cieczą.
-Ojciec dziś przysłał kolejnych kandydatów. - Zaczęłam sucho, rozglądając się po białym, wypełnionym przyrządami laboratoryjnymi pomieszczeniu.
-Biada temu, kto w końcu zostanie wybrany. - Mruknął z przekąsem, skupiony na przelewaniu cieczy.
-Zawsze wiedziałam, że można na ciebie liczyć doktorze. - Spojrzał na mnie pobłażliwie.
-Jestem profesorem dziecko, przestań uwłaszczać mojemu tytułowi. -Zmarszczył czoło. - Zwracaj się tak, jak przystało.
-Nie ma sprawy. - Powiedziałam i dodałam szybko. - Doktorze. - Uniósł jedynie brew, pokręcił głową i wrócił do badań. - Ale tak właściwie... masz rację, nie nadaje się do małżeństw. Ślub to tak idiotyczny i irracjonalny warunek.
-Ślub sam w sobie nie jest idiotyczny, o ile nie ty jesteś panną młodą. - Rzucił, stukając palcem w szklany przedmiot. Emanował skupieniem. - Z resztą co ci zależy? - Na ułamek sekundy uniósł wzrok. - Weź pierwszego lepszego, zamknij w piwnicy i przysyłaj jedzenie. - Wzruszył ramionami. -Problem z głowy.
-Już wiem, dlaczego od zawsze jesteś sam. - W moim głosie pobrzmiewała ironia. Odstawił trzymający przedmiot, zaciągnął mocniej rękawiczki i zapalił palnik.
-Wypraszam sobie. - Na oczy założył okulary ochronne, a na twarz maskę. Podgrzał tym razem fioletową ciecz. - Jestem samotnikiem z wyboru. Nawet sobie nie wyobrażasz, ile kobiet przyciągała moja bujna blond grzywa. - Zgasił ogień, po czym wymieszał substancję.
-I ty oczywiście, zamiast tych wszystkich pięknych pań wybrałeś naukę?
-Właśnie tak. Nauka prowadziła mnie przez życie, ale wcale nie jest mi z tym źle. Dzięki temu mam masę nagród na koncie. - Uśmiechnął się dumnie, pogłębiając zmarszczki na twarzy. - A teraz siedź cicho. Muszę się skupić. - Uważnie przelał miksturę. - Świetnie!
Uważnie przyglądałam się jego poczynaniom, a potem rzekłam:
-Skończyłeś? - Zapytałam sucho.
-Jeszcze nie. Potrzebuję szczura doświadczalnego. - Zastanowił się. - Możesz podrzucić mi jakiegoś niechcianego kandydata. Przy dobrych wiatrach zatruje się, przy jeszcze lepszych nie dożyje następnego dnia. - Puścił do mnie oczko w rozbawieniu.
-Możesz mi w końcu powiedzieć, nad czym pracujesz? - Mój głos ociekał zwyczajnym chłodem.
-Zobaczysz w przyszłości. - Pokręciłam głową, spojrzałam na godzinę. Było coraz później, więc powoli musiałam się zbierać. Zeskoczyłam z szafki.
-Już idziesz? - Zapytał, wycierając dłonie po umyciu.
-Tak, jutro ciężki dzień. - Złożył usta w cienką linię i podszedł do jednej z szuflad. Wyciągnął kilka flakoników i wręczył je mi.
-To są środki przeciwbólowe. Ostatnio je ulepszyłem, dadzą jeszcze lepszy efekt.
Spojrzałam na mikstury, a potem na profesora i skinęłam głową.
-Powodzenia, Francesco Saverio Hilmo Venturi. - Lubiłam, jak tak do mnie mówił, doskonale wiedział, że dzięki temu czuję się silniejsza. Chociaż nigdy nie przyznał tego wprost.
CZYTASZ
Posmak Fioletu
RomanceOn nigdy nikogo nie zabił, a ona... No cóż, powiedzmy, że to nie jest jej obce. ,,-Moje dzieciństwo nigdy nie przebiegało tak jak u każdej małej dziewczynki. Już od samego początku zamiast historii o księżniczkach czekających na ratunek, opowiadano...