Z hukiem otwieram wielkie drzwi i wchodzę do środka. Niestety, przez sytuację z ojcem przyszłam lekko spóźniona. Prawdopodobnie nie jest to dobre pierwsze wrażenie, ale cóż. Każdy z zebranych na mój widok od razu się wyprostował, przesyłając sobie dyskretne, pytające spojrzenia, które wbrew pozorom nie trudno było wychwycić.
Z założonymi za plecami rękoma i bijącą pewnością siebie, wolno przemierzyłam długi pokój. Odsunęłam wielki fotel należący do ojca i zakładając nogę, na nogę zajęłam miejsce u szczytu stołu. Zebrani mężczyźni wyglądali na niesamowicie zbitych z tropu. Co chwila przerzucali wzrok między mną a wejściem. Biedni nie wiedzieli co ze sobą począć, domyślam się, że nie chcieli narazić się na gniew wielkiego capo di tutti, okazując mu brak szacunku. Pozwoliłam im na kolejne kilka sekund konsternacji, po czym wyciągnęłam znajdujący się za pasem pistolet i rzuciłam na przeszklony stół.
-Możecie zająć miejsca. - Dłonią, na której widniał rodowy pierścień, wystukiwałam rytm. - Nie krępujcie się. Dziś nastąpiła niewielka zmiana planów.
W akompaniamencie szurania foteli wszyscy zajęli swoje miejsca. Gdy przejechałam wzrokiem po twarzach każdego z zebranych, dostrzegłam jednego nieproszonego gościa, siedzącego u boku Lazzaro.
-Co tutaj robi Cecilio? - Mój głos pobrzmiewał całkowitym opanowaniem. Moim zadaniem było pokazać się z jak najchłodniejszej strony. - Wydawało mi się, że każdy zna zasady. Na spotkanie przychodzą osoby zaproszone. - Wspomniany wcześniej młodszy mężczyzna rozszerzył w zdziwieniu oczy, chciał coś powiedzieć, ale jedynie otwierał i zamykał usta.
-To moja prawa ręka, chłopak powoli się uczy. - Poklepał go po ramieniu. - Poza tym, Pan Venturi wie o wszystkim i udzielił pozwolenia. - Cecilio przełknął głośno ślinę. - A jeśli już o nim mowa, to dlaczego go nie ma?
Płynna zmiana tematu.
-Nastąpiły pewne komplikacje, którymi musiał się zająć, dlatego też spotkanie przeprowadzimy bez naszego Capo. - Sięgnęłam po leżące obok mnie dokumenty. Postukałam nimi o szkło, żeby wyrównać wszystkie kartki.
Siedząc tu, nie czułam stresu, ani chociażby odrobiny skrępowania. Żadna z obecnych tu osób nie wywierała na mnie większej niepewności, czy czegokolwiek innego. Nie byli dla mnie w żadnym stopniu wartościowi czy cenni. W aktualnej sytuacji nie mieli za dużo do gadania, żaden z nich nie posiadał broni, każdy tuż przed wejściem został dokładnie przeszukany, przez stojącą przy drzwiach ochronę. Teraz ich jedynym zadaniem, miało być dostarczenie nam kluczowych informacji.
Do moich uszu dobiegło ciche odchrząknięcie.
-Czy w takim wypadku, nie powinniśmy przenieść spotkania na inny termin? - Zaczął Valerio Del Mastro, stacjonujący w Pontonezie.
-Nie ma takiej potrzeby. Gwarantuje, że ojciec zgodzi się z każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem. - Wyostrzyłam ton. Wzięłam do ręki pistolet i zaczęłam go podrzucać.
-Czy jest Pani pewna, że Pan Venturi nie będzie miał nic przeciwko?- Kontynuował.
-Myślę, że pierścień, który mi dał, jest wystarczającym dowodem. - Znowu spojrzałam na papiery. - To wszystko? Możemy zaczynać?
-Cóż, tak. - Odchrząknął Gian. - Czy dołączy do nas Pani mąż?
-Nie, wydawało mi się, że wcześniej jasno się co do tego wyraziłam. - Zmroziłam go spojrzeniem. - Carson nie będzie uczestniczył w tego typu spotkaniach. Włączcie sprzęt. - Rozkazałam stojącemu ochroniarzowi. Szybko i sprawnie wykonał polecanie. - Zaczynajcie, chce znać każdy pieprzony szczegół.
-Wczoraj między godziną dwudziestą drugą a dwudziestą trzecią doszły mnie słuchy o wybuchu w jednym z większych magazynów w Alghero. Od razu wysłałem tam ludzi, ale co ciekawe okazało się, że prócz paru rozbitych szyb niczego nie znaleźli. - Ruchem dłoni nakazałam podanie szach. Ostrożnie rozłożyłam planszę i ustawiałam pionki. - Koło północy na nasze terytorium przyjechał kurier i o mały włos nie przepłacił za to życiem. Jeden z żołnierzy wyjaśnił, że dostali paczkę. W środku leżał martwy, żółty kanarek z wydłubanymi oczami. - Złączył obie dłonie.
CZYTASZ
Posmak Fioletu
RomanceOn nigdy nikogo nie zabił, a ona... No cóż, powiedzmy, że to nie jest jej obce. ,,-Moje dzieciństwo nigdy nie przebiegało tak jak u każdej małej dziewczynki. Już od samego początku zamiast historii o księżniczkach czekających na ratunek, opowiadano...