Jestem tak kurewsko wykończona. Po powrocie z kuchni nie mogłam zasnąć, wierciłam się z boku na bok, aż w końcu, gdy zamknęłam oczy i prawie odpływałam, zadzwonił budzik. Tak jak zawsze najpierw poszłam na trening, a przed wyjściem do szkoły zatrzymała mnie mama, oznajmiając, że ślub odbędzie się za dwa tygodnie. Potem jeszcze spotkałam tatę, który uznał, że zebranie capo najlepiej zorganizować na tydzień później.
W szkole nie mogłam skupić się na dosłownie niczym, głowa mi pulsowała, a głosy nauczycieli stały się niesamowicie irytujące. Po prostu dno całkowite, na domiar złego jakieś dwie godziny po zajęciach miałam akcje. Musiałam zabić mężczyznę, który prawdopodobnie jest szpiegiem i gwałcicielem. Niesamowite kombo.
Miałam nadzieję, że Carson dobrze sobie poradzi i nikomu nie podpadnie. W końcu został w domu sam na sam z moją rodziną.
Westchnęłam i w tym samym momencie wybrzmiał ostatni dzwonek. Spakowałam rzeczy i wyszłam przed budynek. Wyciągnęłam klucze z torebki, ale zamiast wejść do samochodu, stanęłam w miejscu. Kątem oka dostrzegłam, kłócącą się z kimś Lu. Byłam w szoku, bo zawsze uśmiechnięta i radosna dziewczyna dziś wyglądała na przygnębioną i pozbawioną codziennego szczęścia. Już miałam do niej iść, ale zdążyła wsiąść do pojazdu jakiejś kobiety i odjechać.
Zacisnęłam pięści i po chwili także odjechałam. W końcu czekało na mnie zadanie.
Po wszystkim ubranie miałam całe we krwi i marzyłam jedynie o kąpieli. Gdy tylko przekroczyłam próg swojej części domu, natrafiłam na Carsona. Początkowo niepewnie się do mnie uśmiechnął, nie trwało to długo, bo spojrzał na ubrudzony strój i szybko spoważniał. Wciągnął ze świstem powietrze i wycofał się do własnego pokoju. Zmarszczyłam brwi, ignorując go. Na razie. Najpierw prysznic.
Teraz już czysta i pachnąca mogłam poinformować Carsona o dacie ślubu. Popchnęłam prowadzące do niego drzwi. Ku własnemu zdziwieniu, ujrzałam masę ustawionych wszędzie roślin. Dużych, małych i zwisających.
-Kiedy udało ci się to wszystko przynieść? - Zapytałam, odnajdując wzrokiem ciemną czuprynę.
-Między unikaniem absolutnie wszystkich członków tego domu a użalaniem się nad sobą znalazłem sporo wolnego czasu. Ekipa od remontów i tak miała je przywieźć.
-Dlaczego ty z każdego pomieszczenia robisz dzicz?
-To mój pokój. Powiedziałaś, że mogę urządzić go, jak zechcę. - Wzruszył ramionami, ale spojrzał na mnie z widoczną rezerwą.
-Po co ci tyle chwastów? - Fuknął zirytowany.
-Jesteś okropną ignorantką. To nie „chwasty” – Zrobił cudzysłów w powietrzu. - Tylko kwiaty i inne niesamowite rośliny. Jak widać, nie każdy potrafi je docenić. Zresztą nie powinno cię to interesować, wchodzisz jak do siebie. - Przymrużył oczy. - To nie obora.
-Nie wiem, czy zdążyłeś zauważyć, ale jestem u siebie. To mój dom. - Spojrzałam na niego pobłażliwie i założyłam ręce za siebie. Wzdrygnął się. - Jeszcze wczoraj, był pięknym apartamentem, ale teraz faktycznie przypomina oborę.
Zapadła między nami chwilowa cisza. W końcu odchrząknął i zapytał.
-Czemu zawdzięczam tę wizytę?
-Przyszłam oznajmić, że nasz ślub odbędzie się za dwa tygodnie. - Zdziwiłam się, gdy w jego oczach nie dostrzegałam niczego przypominającego panikę. Wydawał się bardziej niż zadowolony.
-Rozumiem.
-Nie masz żadnych „ale”?
-Nie, im szybciej weźmiemy ślub, tym szybciej dostanę kasę. - Wzruszył ramionami, a ja ściągnęłam brwi.
CZYTASZ
Posmak Fioletu
RomanceOn nigdy nikogo nie zabił, a ona... No cóż, powiedzmy, że to nie jest jej obce. ,,-Moje dzieciństwo nigdy nie przebiegało tak jak u każdej małej dziewczynki. Już od samego początku zamiast historii o księżniczkach czekających na ratunek, opowiadano...