5) Jedź!

407 20 4
                                    

Właśnie spotkałam jednego z naszych podwładnych. Był to wysoki mężczyzna, o czarnych, krótkich opadających na czoło włosach. Jego oczy przypominały dwie brązowe kule, a brew zdobiła duża blizna.

Ostatnie słowa ojca okropnie mnie zmartwiły. Dwa tygodnie, to bardzo mało na znalezienie idealnego, pasującego do tej roli kandydata. Minęły trzy dni. Spędziłam je w gronie żołnierzy, wyzywając do bójek, sprawdzając w rozmowie i analizując każde zuchwałe, oraz strachliwe spojrzenie. Nikt się nie sprawdził, a gdy wydawało mi się, że ktoś ma predyspozycje, okazywało się, że był żonaty. Wieść o moich poszukiwaniach, krążyła od kilku lat, dlatego niektórzy w dość widoczny sposób starali mi się przypodobać, rzucając komplementy oraz czułe słówka. Niestety, to wywoływało odwrotny skutek.

Carrodo Di Piazza zwrócił moją uwagę, ponieważ był jednym z bardziej oddanych żołnierzy mojego ojca. Nie wychylał się i wykonywał rozkazy, jakie zostały mu powierzone. W dniu napadu został zraniony kulą w lewą dłoń, dlatego teraz nosił bandaż. Miałam sobie zrobić przerwę i iść do miasta, ale pomyślałam, że zabiorę właśnie jego pod pretekstem ochrony.

-Jak długo pracujesz u mojego ojca? - Zapytałam, kiedy szliśmy głównym chodnikiem.

-Od czternastu lat. - Wypowiedział, nie patrząc mi w oczy i maszerując przed siebie.

-Czyli, większą część życia spędziłeś na służbie. - Stwierdziłam beznamiętnie.

-Tak, Panno Venturi. - Kontynuował równie chłodno.

-Jesteś gotów do poświęceń?

-Owszem, do tego mnie wyszkolono. - W dalszym ciągu na mnie nie spojrzał.

Im dłużej przyglądałam się profilowi jego twarzy, tym więcej dumy w nim widziałam.

-Gdybyś dostał rozkaz ożenku ze mną, zrobiłbyś to? -Zmrużyłam oczy.

-Jeśli rozkaz złożyłby Pan Venturi, to owszem.

-A jeśli rozkaz wyszedłby ode mnie?

-Nie zrobiłbym tego. -Oznajmił twardo, nadal nie spoglądając w moim kierunku. Miałam wrażenie, że stara się nade mną górować.

-Przypominam ci, że jestem córką capo i spadkobierczynią tytułu. - Zauważyłam z naciskiem. -Nie radziłabym ci mnie lekcewarzyć.

-Na razie jest Pani jedynie jego córką, żadna kobieta nie objęła stołka capo. Nigdy. Dlatego nie jestem zobowiązany wykonywać Pani rozkazów.

Tymi słowami wbił gwóźdź do własnej trumny.

-Na twoim miejscu, pożegnałbym się z wysokim stopniem, jakim aktualnie możesz się szczycić. - Zatrzymałam się w miejscu. - To tyle, teraz odejdź.
Mężczyzna w końcu odwrócił się w moim kierunku, w dalszym ciągu wydawało mu się, że ma mnie w garści. Myślał, że jest lepszy, bo jest facetem. Zacisnęłam pięści, bo nienawidziłam takich ludzi. Nie wiem skąd w nich taka zuchwałość w końcu od lat słychać o szkoleniach, jakie przechodziłam.

-Panno Venturi.

-Odejdź, jeśli wciąż chcesz żyć. - Zagroziłam tonem przepełnionym ostrzeżeniem. Mężczyzna przytaknął i odszedł.

Wzięłam głębszy wdech i weszłam do stojącego nieopodal parku. Wściekłość wrzała we mnie, ale nie pozwoliłam jej wziąć kontroli nad moim umysłem. Dobrze wiedziałam, jak wielu ludzi wątpi w moje umiejętności, predyspozycje i szanse na zostanie capo. Każdego dnia mierzyłam się z komentarzami, w każdej sekundzie swojego życia musiałam udowadniać, że ja jako kobieta podołam i w żadnym aspekcie nie jestem gorsza od faceta.

Posmak Fioletu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz