Udało mi się odczytać pewną zależność występującą w napadach buntowników. Przez długi czas próbowaliśmy ustalić jakim schematem się posługują. Przyglądałam się mapom, próbując dojść do jakiś konkretnych wniosków, ale nic nie przychodziło mi o głowy. Przez masę czasu żaden z ich kroków nie miał najmniejszego sensu, nic się nie łączyło, a sama mapa przez pokreślone czerwone linie stawała się coraz mniej czytelna. Ostatecznie postanowiłam sięgnąć po nowy plan i rozpracować go wśród własnych czterech ścian. Cofnęłam się wstecz i dotarłam do szkód w Piazzie Celimontanie, dzięki skutecznie prowadzonym notatkom byłam w stanie przeanalizować częstotliwość zamieszek.
Początkowo nie widziałam związku między kolejno wybieranymi punktami ataku na nas. Piaza Celimontana, Via Alenda, Via di Tragliata, Via Luigi Appiani, Via Malagrotta oraz Via Tuscolana. Prócz jednego słowa ,,Via” nic się nie łączyło, miałam wrażenie, jakby skakali z jednego końca miasta do drugiego, bez żadnego z góry ułożonego planu. Och jak bardzo się myliłam, dopiero parę dni wcześniej zrozumiałam, że przemieszczają się między magazynami w kolejności alfabetycznej.
Niestety nie udało mi się ustalić tego wcześniej, ponieważ dziwnym trafem podstawiona przez nas wtyczka została zabita. Nastąpiło to, zanim miał możliwość przekazania najważniejszych i kluczowych informacji, które w jakikolwiek sposób mogłyby ułatwić działanie. Nie zamierzałam się jednak poddawać. W tajemnicy przed wszystkimi innymi wysłałam własnego następcę poprzedniego szpiega. Uznałam, że wyciek stanie się mniej prawdopodobny, jeżeli jedyną osobą widzącą o nim będę ja.
Pozostaje mi teraz uzbroić się w cierpliwość, bo ku naszej niekorzyści buntownicy i działająca z nimi Licra jest bardzo ostrożna. Każda nowo przybyła twarz, odsyłana jest do drobnych, mniej znaczących prac i dopiero z czasem po przejściu odpowiednich testów zaufania, doprowadzani są do większych akcji. Na szczęście wysłałam tam jednego z moich najlepszych cieni, któremu udało się wyciągnąć informacje o czasie kolejnego rozboju. W ten oto sposób czekam przed magazynem znajdującym się niedaleko ulicy Via Walter Tobagi.
Uznałam, że lepiej będzie, jeśli dzisiejszą akcją zajmę się w pojedynkę. Zawsze kierowałam się zasadą: Jeśli umiesz liczyć, licz na siebie. Moje zaufanie względem ludzi jest mocno ograniczone, dlatego w większości staram się załatwiać wszystko w linii bezpośredniej. Tylko ja i przeszkoda, zwykle jest to dość skuteczna metoda, bo przyznaję, że nienawidzę, gdy ktoś kręci mi się pod nogami i utrudnia zadanie.
Magazyn położony był z daleka od ludzi, tuż za małym laskiem, w którym aktualnie się znajdowałam. Już wcześniej udało mi się wszystko dokładnie zaplanować. Krok pierwszy mojego planu zakładał dyskretne przetransportowanie towarów i odwołanie całej stacjonującej na placu ochrony. Odkąd napady się wzmogły, ojciec podwoił pilnujących żołnierzy, co akurat dziś przeczyło moim założeniom.
Krok drugi opierał się na podłożeniu pustych pudeł, służących jako atrapy w celu zmylenia wroga. Dzięki temu na pierwszy rzut oka nie będą widzieli żadnej większej różnicy i przystąpią do swojej zwykłej rozróby.
W kroku trzecim dokładnie zbadałam cały budynek, zaznaczyłam na mapie wszystkie wyjścia i ewentualne, dodatkowe możliwości ucieczki. Każde z okien posiadało wielkie metalowe kraty, co od razu dyskwalifikowało je z użytku. Pozostawały jedynie dwie opcje: drzwi od strony wschodniej i te od zachodniej, nie mogłam pozwolić, żeby mieli więcej niż jedną opcję ucieczki.
W kroku czwartym musiałam zaopatrzyć się w pewne specjalistyczne maszyny, które w miarę możliwości nie rzucały się w oczy. Nie miałam pewności, którymi drzwiami wejdą, ale to nie miało większego znaczenia, bo pod tymi od strony zachodniej umieściłam podłużny, gruby kabel, który na pierwszy rzut oka w niczym się nie wyróżniał. Nic bardziej mylnego, był to zdalnie sterowany automat, który przy przyciśnięciu odpowiedniego przycisku zanosił się wysoką ścianą ognia. Zamontowałam też kilka własnych kamer, które miały bezpośrednie połączenie z tabletem. Umieściłam też coś na kształt zaczepnego wybuchu, mającego na celu zdekoncentrowanie wroga.
CZYTASZ
Posmak Fioletu
RomanceOn nigdy nikogo nie zabił, a ona... No cóż, powiedzmy, że to nie jest jej obce. ,,-Moje dzieciństwo nigdy nie przebiegało tak jak u każdej małej dziewczynki. Już od samego początku zamiast historii o księżniczkach czekających na ratunek, opowiadano...