10) Koszmar.

303 11 3
                                    


C

ałe popołudnie spędziliśmy na uczeniu się zasad i powtarzaniu co powinien, a czego nie. Ustaliliśmy, że dziś weźmie kilka najpotrzebniejszych rzeczy, a jutro ekipa przyjedzie po całą resztę. Pokój Carsona przygotowano rano w moim skrzydle mieszkalnym.

-I pamiętaj, jeśli o nic cię nie pytają, to najlepiej się nie odzywaj. - Zaczęłam, jedną rękę trzymałam na kierownicy, a drugą opierałam swobodnie o drzwi. - Moja rodzina jest zima jak lód, nie uśmiechają się i nie żartują.

-Jest zima jak lód, nie uśmiechają się i nie żartują. - Wypowiedział w tym samym czasie, przedrzeźniając mnie. Rzuciłam w niego piorunującym spojrzeniem. - Powtarzaliśmy to tysiące raz. Jakoś sobie poradzę. - Wtedy jego brzuch wydał bliżej nieokreślony dźwięk. Westchnęłam. - Ej! To nie moja wina, że jestem głodny. Na to nic nie poradzę.

Odetchnęłam i zobaczyłam jego skruszoną, ale hardą minę. Musiałam przyznać, że prezentował się naprawdę dobrze. Mój wzrok najbardziej przykuwały mocno niebieskie oczy, wyróżniające się na tle dzisiejszych założonych brązów. Zdecydowanie były największym atutem Carsona.

-Powiedz. - Odezwał się. - Czy od tej kolacji, będzie zależało powodzenie naszej umowy?

-Nie

-A co jeśli się nie zgodzą?

-To mają problem, nie pytałam, ich o zgodzę. - Odburknęłam.

-Więc po co te wszystkie przygotowania, skoro w ostatecznym rozrachunku i tak za ciebie wyjdę.

-Jeśli zrobisz dobre pierwsze wrażenie, może potraktują cię łagodniej.

Na ułamek sekundy złapaliśmy kontakt wzrokowy, potem nastała cisza. Nikt się nie odezwał, a po kilkunastu minutach dotarliśmy przed bramę wielkiej posiadłości. Ochrona otworzyła wrota, a ja wjechałam do środka.

Nie mogłam się powstrzymać i kolejny raz zerknęłam na minę mężczyzny. Tak jak podejrzewałam, był zachwycony. Rezydencja o tej porze była równie majestatyczna, jak i za dnia. Wszystko rozświetlały lampy, dodając niesamowitego klimatu.

-To jakaś prywatna restauracja? Hotel? - Zapytał zdziwiony. - Nie mieliśmy jechać do twojego domu? - Poprawił się w miejscu.

-To jest mój dom. - Wydawało mi się, że nie można być bardziej zdumionym. A jednak.

-Ale przecież to…

-Zamek? - Dokończyłam za niego, parkując samochód. - Owszem, ale to właśnie tu mieszkam i tu się wychowałam. Moja rodzina miała… - Zastanawiałam się, jak najlepiej ubrać to w słowa. - Wysokie mniemanie o sobie.

Wysiedliśmy z samochodu i stanęliśmy przed drzwiami.

-Pamiętaj, zachowuj się spokojnie z opanowaniem i rozwagą. Postaraj się wmieszać. - Przytaknął, niepewnie i postawił dłoń na moim ramieniu. Prawdopodobnie w geście wspierającym. Szybko się odsunęłam, tego typu dotyk nie był dla mnie normalny. Czułam się dziwnie.

Odepchnęłam niepokój, wyprostowałam plecy, wzięłam wdech i razem wkroczyliśmy do środka. Mężczyzna próbował nie okazywać przesadzonego zachwytu, ale nie udało mu się powstrzymać błyszczących, rozbieganych na każdy piękny obraz, przedmiot i półkę oczu. Przełknął ślinę, poprawił krawat i ruszył dalej.

Kiedy znaleźliśmy się już w jadalni, brakowało jedynie nas i mamy. Tak właściwie, do oficjalnej kolacji zostało niecałe dziesięć minut, ale wszyscy zawsze przychodzili wcześniej. Każdy zajął swoje zwyczajne miejsce, z tym że Carson usiadł po mojej prawej stronie, przez co wuj i Cecilio musieli przesiąść się o jedno krzesło w obok.

Posmak Fioletu Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz