VI

2.1K 70 85
                                        

Następne tygodnie mijały spokojnie.
Bracia, byli naprawdę wyrozumiali, wciąż czasem nie byli w stanie zrozumieć moich uczuć, ale nie próbowali wmawiać mi, że jest okej.

Tego jednak wieczoru, było inaczej. Gorzej u mnie i mniej wyrozumiale u nich.

Zeszłam na obiad, w kuchni siedział Vincent, który przed chwilą zawołał mnie na posiłek.

Teraz bardziej niż zawsze, był spięty.

A mój humor okropny.

Często wyświetlały mi się zdjęcia Mony z wakacji, pod nimi można było znaleźć rozmowy Mony z Lavinią.
Widząc to, i brak odzewu przyjaciółki, było mi poprostu przykro.

Przez cały dzisiejszy dzień w głowie miałam wciąż te same myśli:
Skocz z balkonu.
Nie jesteś potrzebna, dla nikogo, ani dla Mony, ani dla braci.
Weź tą żyletkę.
Gdzie są tabletki? Przecież wiesz, sięgnij po nie.
Zwróć te śniadanie. Wyglądasz już dobrze.
Nie no coś ty, nie mów mu jak się czujesz, ma swoje problemy.
Dawaj, skacz!
Gdzie zostawiłaś ten cykriel.. Dawaj, użyj go.
W sumie te nożyczki też są niczego sobie.
Ucieknij w las. Tam nikt nie znajdzie twojego ciała tak prędko.

Starałam się je hamować, co dość słabo mi wychodziło.
Koniec końców, skończyło się na ataku paniki i paru nowych kreskach.

Nałożyłam sobie małą porcję i usiadłam na swoim miejscu. Odrazu spotkałam się ze sceptycznym wzrokiem brata.

- To jest twoja porcja? - zapytał podkreślając pierwsze słowo.

- Tak, nie dam rady więcej.

Nie powiedział nic więcej.

Odstawiłam talerz z połową mojej początkowej porcji.
Vincent posłał mi lodowate spojrzenie.

- Nie zamierzasz tego dojeść?

- Nie. Nie mogę już.

- Twoja porcja była nadzwyczaj mała. Masz zjeść wszystko.

Chciałam się odezwać, ale w tym momencie do kuchni wszedł Dylan.

- O co się rozchodzi? - zapytał poddenerwowany.

- O nic.

- Hailie, je zdecydowanie za mało. - wymówiliśmy te słowa w niemalże tym samym czasie.

- Nu nu dziewczynko. Zabieraj się do jedzenia. Raz raz.

- Nie. Mogę. Już.

- Ależ możesz. Nawet musisz. - najstarszy z braci nie spuszczał ze mnie wzroku.

- Ale ja nie dam rady! To nie jest moja wina! - podniosłam lekko głos i uniosłam ręce gestykulując, co było najgłupszym i najgorszym do popełnienia błędem.

Bracia zamilkli. Ich wyrazy twarzy zmieniły się z prędkością światła.
Na początku nie rozumiałam o co chodzi, ale zajęło mi tylko chwilę zrozumienie tego.

Rany były na biodrach, przy moim niskim stanie spodni i unosząc bluzę, były widoczne.

Cholera.

Do kuchni wszedł Will, bracia wciąż nic nie mówili, dlatego też mój ulubiony brat był zdezorientowany.

- Co tu się dzieję? - zapytał po chwili. - Hailie? - spojrzał na mnie widząc wzrok braci skierowany w moją stronę.

- To nic takiego..

- Nic takiego?! Hailie do cholery znowu się tniesz! Uważasz, że to NIC TAKIEGO? - Dylan wstał z krzesła i zaczął chodzić po kuchni, ciągle na mnie krzycząc.

Historia Hailie (inna)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz