X czasu później.
- Mamusiu? - Lea powoli zaszła mnie od tyłu - Dlacego płaces?
Pociągnęłam nosem i otarłam szybkim ruchem łzy.
- Zawołasz Nata i Mię? Powiedz, że to ważne.
- Dobze.
Blondynka pobiegła na górę, chwilę później zeszła na dół z resztą rodzeństwa.
- Teraz gram z Joshem, przyszedłem tylko dlatego, że Lea mówiła, że to ważne. Więc jakbyś mogła.. - Nate podszedł bliżej mnie i spojrzał mi w oczy. Jego spojrzenie było teraz zdezorientowane, lekko przestraszone. - Co się stało?
Mia nic nie mówiła, poprostu milczała i patrzyła na mnie z niepokojem.
- Usiądźcie dobrze? - pociągnęłam znów nosem.
Trójka dzieci usiadła na przeciwko mnie. Gdy tylko próbowałam się odezwać, chciałam szlochać. Czułam się tak bardzo źle..
- Mamo? - zaczęła w końcu Mia - Powiesz o co chodzi?
Wzięłam głęboki wdech a z oczu poleciały mi kolejne łzy.
- Wczoraj, wasz tata poleciał z Vincentem załatwiać sprawy, prawda? - cała trójka kiwnęła głową - Dzisiaj, dowiedziałam się, że stało się coś z samolotem, rozbił się. - Łzy leciały mi ciurkiem, nie byłam w stanie ich powstrzymać. - Wasz tata i wujek.. oni.. - szlochnęłam - Nie przeżyli. - dodałam jak najciszej tylko mogłam.
Z oczu Nate'a również zaczęły lecieć łzy. Odrazu przytuliłam syna i spojrzałam na Mię. Siedziała nieruchomo, z kamienną twarzą, była spokojna. Wzięłam ją bliżej siebie. Leę posadziłam na kolanach, była zdezorientowana, nie do końca usłyszała co mówiłam.
- Tatuś z wujkiem są w lepszym miejscu. Z aniołkami. - powiedziałam do niej na co z oczu dziewczynki pociekły łzy.
Zostałam sama z trójką dzieci.
Straciłam mojego męża, ojca moich dzieci, straciłam moje wspracie. Straciłam wszystko.
Mimo, że z braćmi nie miałam za dobrych relacji, to znów zaczęliśmy się dogadywać. Najwidoczniej za późno.
Straciłam nie tylko męża, ale też brata. Najstarszego brata, który tak wiele przeżył i poświęcił dla rodziny.Razem z nimi, moja nadzieja na lepsze życie umarła.
Bo wszystko co się stanie, już nie będzie lepsze od tego co było.
Koniec części I