Zeszłam na śniadanie, w kuchni czekał na mnie Dylan razem z bliźniakami.
Usiadłam obok Shane'a i nałożyłam trochę sałatki owocowej.
Jadłam co chwilę grzebiąc widelcem w misce.
Myślami byłam w innym świecie, gdy usłaszałam głos jednego z braci.- Jak tam dziewczynko? Dajesz radę? - zapytał Dylan siadając naprzeciwko.
- Hm? - podniosłam głowę tak, aby patrzeć na niego- A tak, jest okej. Poza tym, nie tylko ja to przeżywam, prawda?
- Tak, ale z tego co każdy widział, ty najbardziej.
Westchnęłam cicho.
- Ale tata jest już bezpieczny, tak?
- Jest. Gdyby coś się działo, Vince by nas powiadomił. Nie zamartwiaj się tym jasne?
- Mhm.
- Jedz, jedz. - powiedział po chwili.
- Jem, jeśli tego nie widzisz to załóż jakieś okulary czy coś, przydadzą ci się patrząc na twój wiek. I może w końcu będziesz wyglądał na mądrzejszego. - wzruszyłam ramionami.
Shane parsknął.
- Przeginasz, dziewczynko. Przyuważ z kim fruwasz.
- Przydałyby ci się takie okularki, szczególnie takie małe okrągłe. Taka prawda.
- Ta?
- Tak, tak samo jak to, że jesteś wredny, bałeś się zagadać spowrotem do Martiny i musiałam z tobą jechać aż do Hiszpanii, i też to, że...
- Uciekaj.
- Przecież tu nie ma basenu więc nie masz jak mnie tam wrzucić..
- Hailie Monet. Daję ci trzy sekundy na uciekczkę, abyś miała chociaż najmniejsze szansę. Raz.
Powiedział to tonem po którym dało się wywnioskować, że nie jest zły, ale szuka zaczepki i zrobi wszystko aby mnie zdenerwować
- Dwa.
Więc wstałam.prędko z miejsca i zaczęłam uciekać, biorąc przy okazji swój telefon
- Trzy.
I w tej chwili rzucił się za mną.
Biegłam ile sił w nogach, mając szczerą nadzieję, że po drodze spotkam Willa.
Po drodze słyszałam rechot bliźniaków, co oznaczało, że tak naprawdę nie biegam aż tak szybko.
Gdy wbiegłam do salonu rzuciłam się na kanapę i wzięłam poduszkę jako broń.
- Nie podchodź bo rzucę!
- Poduszka? Serio? Aaa no tak, nie masz tutaj pałeczek ani noży, jaka szkoda.
- Ej! Ale to przez ciebie rzuciłam w Adriena nożem! Ty rzuciłeś w niego widelcem!
- Ale to nie ja tańczyłem na barze w jakimś klubie bo napiłem się całego dzbanka wina.
- To wina Shane'a i Tony'ego, że mnie nie dopilnowali!
- Dobra, wstawaj. Zorganizuj sobie ten dzień bo popołudniu jedziemy na obiad do restauracji.
- Co?- usiadłam na kanapie uważnie na niego patrząc- Nie mam ochoty nigdzie wychodzić.
- Domyślam się, ale dziękuję Bogu, że mówię ci o tym teraz, a nie tuż przed naszym wyjściem. Zbieraj się.
- Muuszęę?
- Muuusisz dziewczynko, ale dasz radę.
- A co jak będzie widać, że jestem nieswoja czy coś? Poza tym, ja rzadko kiedy daję radę.