Dzień szósty, w którym są wiśnie

419 33 23
                                    

A/N: PolPru Week, dzień 6, nostalgia albo fake dating. Zdecydowałam się na fake dating, bo nie miałam nastroju na robienie nostalgii, ale długo nie mogłam nic wymyślić. Ten motyw nie wydawał mi się zbyt atrakcyjny, ale jak już wpadłam na pomysł, to zaczęłam się świetnie bawić :D
Uwaga, ten fik ma 8056 słów. Jest tak wielki, że prawdopodobnie opublikuję go jeszcze osobno, bo chciałabym, by więcej osób go przeczytało :D


W radiu znów leciało „My song that is written for me, by me"; dźwięki gitary elektrycznej, połączone z ostrym męskim wokalem wyrwały Feliksa z sennego otępienia. Siedzący przy biurku młody mężczyzna wyprostował się, zamrugał nieprzytomnie i spojrzał z wyrzutem na odbiornik stojący na parapecie, bo wydawało mu się, że piosenka jakimś cudem dwukrotnie zwiększyła poziom głośności urządzenia.

To nie tak, że nie lubił tego kawałka, ale naprawdę, jakim cudem Gilbert Beilschmidt, znany też jako Gabriel Piccard, był w stanie wydać z siebie tyle decybeli?

– Zbudziłby umarłego – wymamrotał Feliks, wstając od biurka zasłanego szkicami ubrań. Ziewając, podszedł do radia i zdecydowanym ruchem przekręcił pokrętło do minimum. Radio ucichło, ale piosenka trwała dalej w jego głowie; słuchał tego głosu tak często, że nic dziwnego, że wryła mi się w mózg, pomyślał.

– Jakim cudem on jest taki sławny? – zapytał sam siebie, zerkając przez ramię. Szkice walały się po całym niewielkim pokoju na poddaszu, oświetlonym złotym blaskiem ledowych lampek zawieszonych na ścianach. Pod nimi przypięto dziesiątki zdjęć i trochę wycinków z gazet. – Przecież ta piosenka nie ma nawet sensu!

Wzdychając, wbił dłonie w kieszenie spodni i spojrzał ponuro na fotografie; w zaciszu własnego pokoju, rozczochrany, w za dużej koszulce i spłowiałych szortach, za nic nie przypominał tego starego siebie z tych sesji.

– „Wschodząca gwiazda modelingu" – przeczytał, podchodząc bliżej. Ze zdjęcia, wykonanego w czasie golden hour na jakiejś łące, patrzył na niego androgeniczny chłopiec, tulący do piersi śnieżnobiały wianek i uśmiechający się tajemniczo do aparatu. Pamiętał, że to była bardzo udana sesja w klimatach Nocy Kupały, jego ulubionego święta... Na krótko uśmiechnął się na samo wspomnienie, a potem jego twarz spochmurniała. – Raczej supernowa.

Jego kariera eksplodowała oślepiającym światłem pod koniec gimnazjum; zgasła, gdy musiał przysiąść do książek tuż przed maturą i nagle wszystko zaczęło prześlizgiwać się między palcami; obiecane kontakty, obiecane kontrakty, odłożone na później współprace rozwiały się w nicość w mgnieniu oka.

Feliks kolejny raz zerknął na laptopa stojącego niebezpiecznie blisko krawędzi biurka; na ekranie wciąż czerniła się uprzejma odmowa.

– Dzięki za nic.

Naburmuszony, opadł na fotel i otoczył kolana ramionami. Ciężko było zaczynać od nowa, zwłaszcza mając na głowie studia i dorywczą pracę; jak się okazało, jego stary agent zmienił całkiem branżę, co zostawiało Feliksa samego na placu boju.

To był ciężki kawał chleba, wiedział już o tym, ale naprawdę, naprawdę chciał tam wrócić, przed aparat, chociaż na chwilę; tylko jak?

Spacerując po pokoju i przygryzając wargę, bezmyślnie dotykał przedmiotów; wyłączył laptopa przyciskiem, przetoczył w palcach ołówek, przekręcił głośność radia...

– ...Beobachten Sie es bitte, Fritz Vater...

I znowu on; przykuwający uwagę wszystkich Gilbert Beilschmidt, gwiazda, bożyszcze i pierwsza fascynacja nastolatków płci wszelkiej – Feliks musiał przyznać, że zaliczał się do tej grupy – kolejny raz podbijający listy przebojów i przyćmiewający wszystkich innych... Jak on stał się sławny? Co Feliks musiałby zrobić, by być tak samo sławny, jak on?

[aph] SiódemkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz