Dzień siódmy, w którym się kochają [+18]

451 31 0
                                    

A/N: Prompt: Late nights at home albo Free day, więc przychodzę z lemonem :D Bawiłam się doskonale, muszę chyba częściej pisać scenki erotyczne. Tym akcentem kończę PolPruWeeka 2023, Siódemka zostaje, tak jak wcześniej, oznaczona jako nieukończona, by było miejsce na ewentualne dodawanie one-shotów :) Dzięki za to, że tu jesteście i bawcie się dobrze <3


Na stoliku z jasnego drewna stała pękata butelka z grubego szkła, zakończona gustownym korkiem; Feliks pochylał się nad nią, próbując przelać doń kupione w sklepie wino i nie uronić ani kropelki.

– Po co to w ogóle robisz? – zapytał Gilbert z kompletnym niezrozumieniem. – Nie możemy po prostu rozlać tego do kieliszków?

Feliks westchnął teatralnie; ten gość nie miał w sobie ani krzty romantyzmu i ewidentnie nie rozumiał, że to element przygotowań.

– Chcę klimatu z dawnych czasów – odparł głośno. – Żadnego sztucznego oświetlenia – Zerknął na stojące na meblach lampiony, w których już płonęły świece. – Żadnych dźwięków wielkiego miasta, tylko natura... – Dookoła rozlegało się ćwierkanie ptaków i szum płynącej wody. – Tylko ja, ty, najprzedniejsze wino i natura...

– I chcesz to osiągnąć przy pomocy Pepco, Ikei i playlisty na Spotify – Gilbert wskazał kolejno na butelkę, na której jeszcze tkwiła papierowa naklejka z ceną, potem na lampiony z wyprzedaży, a na koniec na głośniczek schowany między stojącymi na podłodze doniczkami.

Głośniczek wybrał dokładnie ten moment, by zasygnalizować niski poziom baterii wyjątkowo irytującym piknięciem.

Polska posłał Gilbertowi złe spojrzenie.

– Korzystam z tego, co jest pod ręką – powiedział, odkładając wino na stolik.

– A możesz mi wytłumaczyć, dlaczego po prostu nie pojedziemy na Mazury, skoro tak bardzo chcesz spędzać ze mną czas intymnie na łonie natury? Mam tam domek letniskowy, pamiętasz?

– Sprzedałeś mi go w trzydziestym trzecim, od tamtej pory jest mój – sprostował niecierpliwie Feliks. – A ja nie mogę wyrwać się z miasta, muszę być pod ręką, jakby coś się działo.

Prusy założył ręce na piersi, naburmuszony z powodu przypomnienia jednego z najgorszych interesów życia (przebijała go tylko żelazna bransoleta, którą oszust z Ziemi Świętej wcisnął młodocianemu Gilbertowi jako najwyższej jakości srebro).

Chwilę jeszcze obserwował, jak Feliks walczy z głośniczkiem – starania te obejmowały wymianę baterii na zestaw wygrzebany z szuflady, który okazał się jeszcze słabszy, uderzanie dłonią, modły, prośby i groźby – a potem pokręcił głową.

Podszedł bliżej i gdy Feliks podniósł głośnik do oczu – szukając nie wiadomo czego, może magicznego guziczka "turbo" – wyciągnął urządzenie z feliksowych rąk i bezceremonialnie pocałował.

Jego ręce zawędrowały na smukłe plecy, przesunęły niżej i mocno wbiły się w biodra drugiego mężczyzny, zupełnie jak haki; Feliks wydał z siebie przedziwny dźwięk, przypominający skrzyżowanie kociego jęku z prychnięciem, a potem, rozłączywszy ich wargi, położył brodę na ramieniu Gilberta.

– I o co ci dzisiaj chodzi? – zapytał całkiem szczerze Prusy, mimochodem odnotowując, jak spięte są mięśnie Feliksa. – Po co ta cała szopka z „tworzeniem klimatu" i planowaniem idealnego wieczoru? Nigdy tego nie potrzebowałeś.

– Nie wiem – wymamrotał Feliks niechętnie. – Muszę chyba zmienić otoczenie, spróbować czegoś nowego – Rzucił przelotne spojrzenie warszawskiej kawalerce. – Czuję, że zaraz trafi mnie szlag, a ja naprawdę chciałbym... no wiesz, z tobą dzisiaj, ale... Kurwa – jęknął żałośnie, gdy jego służbowy telefon się rozdzwonił, mimo że był piątkowy wieczór. – Znowu! Mam dość tego tygodnia!

[aph] SiódemkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz