Dzień czwarty, w którym pracują

247 35 9
                                    

A/N: Prompt to akademia lub workplace AU... więc, why no both? :>


– Powiedziałem im, że jeśli będą mieć sto procent obecności na wykładach, to nie będą musieli pisać egzaminu – Feliks Łukasiewicz odchylił się na obrotowym krześle. W kąciku jego warg tańczył uśmieszek, a on sam ledwo powstrzymywał się od chichotu. – Jeśli będą się zachowywać, to nie zmienię tego tuż przed egzaminem, hehehe.

– To trochę nie fair. – Radmila Horáková, siedząca przy biurku obok, uniosła oczy znad czytanego właśnie e-maila. Ktoś trzeci raz błagał o przełożenie terminu obrony. – Nie pamiętasz, jak sam byłeś studentem?

– Pamiętam doskonale, właśnie dlatego to zrobiłem – Feliks zaprzeczył. – Wykład jest nieobowiązkowy, a ktoś z sekretariatu – Rzucił nieprzyjazne spojrzenie na wydruk leżący na biurku. – Ustawił mi go na ósmą rano w poniedziałek. Gdybym im tego nie wcisnął, nikt by się nie pojawił. Sam bym się nie pojawił, ale nie chcę potem słuchać, jak Beilschmidt chwali się, że do niego studenci walą drzwiami i oknami, a do mnie przychodzi pięć osób na krzyż, z czego notuje jedna.

– Fakt... – Radmila odpisała, że nie ma takiej możliwości. Trzeba było pisać, a nie pić alkohol pod akademikami do piątej nad ranem. – To prawda, że został opiekunem pierwszego roku?

– Biedactwa – Polska aż się przeżegnał. – Czyli już na starcie są straceni.

– Czy ty aby nie przesadzasz?

– Znasz doskonale podejście Gilberta do tytułów – Feliks założył ręce na piersi. – Oni nie będą wiedzieć, czym się różni magister od profesora. Do rektora zamiast „Wasza Magnificencjo" będą mówić „siema"! Nie przetrwają ani jednego semestru na tej uczelni.

– Nazwałeś kiedyś doktora habilitowanego magistrem, a się obroniłeś i nawet tu pracujesz.

Policzki Feliksa poczerwieniały.

– Cuda się zdarzają – wymamrotał. – Poza tym, pracuję to za dużo powiedziane... nie przy tej wypłacie.

Radmila pokręciła głową i zamknęła klapę laptopa.

– Idę na laborki – powiedziała. W drzwiach zatrzymała się i zerknęła przez ramię. – Wiesz, że ćwiczenia do twojego wykładu prowadzi Beilschmidt?

– CO?! – Feliks złapał za wydrukowany plan, ale tam rozpisano jedynie jego własne zajęcia. O mało co nie spadając z fotela, wyciągnął swój laptop spod sterty książek i pośpiesznie otworzył stronę uniwersytetu. – Przecież on mi ich zdegraduje do poziomu podstawówki!

Musiał coś z tym zrobić.

***

– I właśnie wtedy ja, niegdyś najlepszy student na roku, a wówczas najlepszy doktorant, obroniłem swoją pracę doktorską na najwyższą ocenę...

– O mój Boże – wymamrotał Feliks, przykładając ucho do drzwi auli. O tej porze, na szczęście, trwały zajęcia i korytarz pozostawał pusty, więc nie ryzykował aż tak bardzo swojej i tak już miernej reputacji. – Są zgubieni.

Długą chwilę wahał się, czy wejść i w jakim celu; wykładowcy ot tak nie wpadali do siebie na zajęcia, a jaką to ważną sprawę miałby pierwszego października, w pierwszy dzień roku akademickiego?

– Możecie mieć pewność, że po moich ćwiczeniach z palcem w.. z ręką za plecami zaliczycie egzamin, nie musząc chodzić na te wykłady o ósmej rano...

Zza drzwi dobiegło zbiorowe westchnienie ulgi.

Feliks wciągnął powietrze przez zęby. O nie. Nie będzie żadnego podważania jego słów. Zaraz tam wejdzie i zakończy całą karierę tego człowieka. Beilschmidt nie będzie już wykładał gramatyki historycznej języka polskiego na uniwersytecie, tylko co najwyżej niemiecką chemię na półki w supermarkecie, Feliks już się o to postara.

[aph] SiódemkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz