Dzień 1: Na niebie

125 28 0
                                    

A/N: No siema, zaczynamy PolPru Weeka 2024! Do niedzieli będę wrzucać wam po rozdzialiku, bo tym razem mam je przygotowane zawczasu, więc wszystkiego pruspolowego! <3


Day One - June 3rd: Marriage | Trapped | Garter

Niebo nad wesołym miasteczkiem przybrało niepokojąco grafitową barwę; chmury zakryły słońce, pogrążając w cieniu nieruchomą, stalową konstrukcję diabelskiego młyna.

Ludzie na dole przypominali rozsypane na ziemi łebki od szpilek; Prusy przełknął ślinę i nonszalancko założył ręce na piersi, udając, że to zerknięcie przez brzeg gondoli wcale a wcale go nie poruszyło.

To Polska siedział sztywno, zaciskając kurczowo palce na barierkach i nerwowo przygryzając wargę, jak zwykle, gdy coś było nie tak.

Odkąd pół godziny temu ktoś z obsługi poinformował ich przez megafon – tylko tak byli w stanie usłyszeć cokolwiek – że zdarzyła się awaria, nie doszedł ich ani jeden dźwięk.

Żadnego skrzypnięcia konstrukcji, żadnego śpiewu ptaków, żadnego warkotu silnika – nic, tylko ich dwa przyśpieszone oddechy.

– Jesteś blady jak ściana – Prusy przerwał ciszę, bo już nie mógł wytrzymać.

– A ty zielony – wymamrotał Feliks w odpowiedzi. Czoło miał skropione potem. – Nie wiedziałem, że też boisz się wysokości.

– Nie boję się – Gilbert jeszcze raz zerknął w dół; na karuzelach i torze z gokartami, a więc na całkowicie normalnych, naziemnych rozrywkach, ludzie doskonale się bawili, nieświadomi, że ponad ich głowami uwięziona jest dwójka personifikacji. – Po prostu... mówiłem, że... – To będzie z pięćdziesiąt metrów, ocenił i aż się wzdrygnął. – to będzie katastrofa. Oczywiście, że się nie myliłem...

– Nie mów słowa „katastrofa" – poprosił go Feliks słabym głosem. – Nie w tym kontekście, okay?

Prusy otworzył usta, a potem je zamknął.

– Też? – zapytał po chwili pozornie lekko.

– Ja w przeciwieństwie do ciebie potrafię się do tego przyznać – Polska poruszył się niespokojnie.

Prusy posłał mu złe spojrzenie.

– Pilotowałeś myśliwce i skakałeś ze spadochronu. Jakim cudem teraz się boisz?

– Nie wiem! – jęknął nagle Feliks. – Może wtedy byłem na adrenalinie, czy coś... Albo... albo... Och – Polska zamrugał, jakby coś do niego dotarło. – Okay, już wiem, to nie ta fobia...

Prusy spojrzał nań z mieszaniną zdziwienia, zaniepokojenia i czystej konsternacji, bo Feliks zmarszczył brwi i głęboko się zamyślił; nawet oderwał jedną dłoń od barierki i przytknął palce do brody, wyglądając niczym pomnik Myśliciela.

– Co z tobą? – zapytał Gilbert, zapominając o tym, są uwięzieni na szczycie diabelskiego młyna i nic nie zapowiada tego, że szybko zostaną stąd ściągnięci. Miał bowiem wrażenie, że powietrze tuż nad strzechą jasnych włosów Felka drży z gorąca; tak intensywnie Polska myślał.

– Utrata kontroli – oznajmił Polska w końcu i wyprostował się triumfalnie. Uśmiechał się szeroko. – W końcu to rozgryzłem! Wiedziałem, że lęk wysokości nie do końca pasuje... Już wiem, co powiem terapeutce. Dzięki!

– Nie ma za co? – Prusy dalej przyglądał mu się podejrzliwie. – Czyli nie boisz się... tego? – Wskazał palcem dno gondoli, która wybrała dokładnie ten moment, by lekko, odrobinę, delikatnie tylko się zakołysać. Gilbert zacisnął mocno szczęki.

– Eee... Nie do końca... – Polska znów zacisnął palce na barierkach. – Raczej tego, że... eee... Znajduję się w niekomfortowej sytuacji i nie mam wpływu na to, kiedy i jak się ona zakończy.

W miarę wypowiadania kolejnych słów ton Feliksa był coraz pewniejszy; Polska sam wydawał się zaskoczony.

Gilbert ciągle na niego patrzył, marszcząc brwi coraz bardziej; Feliks nagle spłonął rumieńcem:

– No co? – zapytał, podciągając kolana pod brodę.

– Nic.

Polska westchnął ciężko.

– Dobra, nie chcesz, to nie mów – burknął. – Ale trzeba było powiedzieć, że nie chcesz iść na młyn, a nie zgrywać nieustraszonego.

Gilbert na moment odwrócił wzrok; ponieważ padł on na zupełnie nic, czyli przestwór powietrza ponad wesołym miasteczkiem, zzieleniał jeszcze bardziej i utkwił wzrok w pastelowych, niedbale zawiązanych trampkach Feliksa. Zaschło mu w gardle.

– Masz jeszcze coś do picia?

– Wypiłeś wszystko.

– Cholera.

– No.

Polska zerknął najpierw na Prusy, a potem na dół – pod młynem tłum gapiów zwiększał się z każdą minutą – a potem puścił się barierki.

Ostrożnie, uważając na każdy ruch – może to nie akrofobia była problemem, ale nie zamierzał ryzykować na takiej wysokości – zsunął się ze swojego siedzenia, pochylony zrobił krok do przodu i wślizgnął się na siedzisko tuż obok Gilberta.

Oplótł palcami zimną, wilgotną od potu dłoń; Gilbert odpowiedział mocnym, niemal bolesnym uściskiem i z zauważalną ulgą wypuścił z płuc powietrze.

– Wszystko tam u panów w porządku?! Pracujemy nad naprawą! Prosimy o cierpliwość!

Wygląda na to, pomyślał Feliks wisielczo, że jeszcze trochę sobie tu posiedzimy. Ciekawe, ile spraw nam się jeszcze wyjaśni.

[aph] SiódemkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz