A/N: 23 w piątek to dobry moment, by skończyć pisać czwartek :>
PrusPol Week 2020 - dzień 4: Gilbert nosi Feliksa na barana
Gdzieś nad Feliksem zatrzeszczały łamane gałązki. Odetchnął z ulgą i wysoko zadarł głowę; najpierw w polu jego widzenia pojawiły się spadające z krawędzi drobinki ziemi – zmrużył oczy, gdy padły mu na twarz – potem czubki wysokich butów, a na końcu znajoma twarz.
– Myślałem, że nie lubisz wojny pozycyjnej – Gilbert pochylił się i skrzywił na widok kałuż zalegających na dnie głębokiego, leśnego rowu. – Wiem, że błoto podobno dobrze robi na cerę, ale...
Feliks, siedząc oparty o wyrastające z dołu drzewo, tylko westchnął.
– Uwierz, nie robię sobie powtórki z okopów dla przyjemności albo urody – odparł, poprawiając kołnierz swojej jesiennej kurtki. Obok niego leżał wiklinowy koszyk pełen grzybów oraz składany nóż. – A już zwłaszcza w połowie listopada.
– To czemu tu siedzisz? – Prusy uniósł brew. Zwinnie zeskoczył na dół i oparłszy dłonie o kolana, przyjrzał się Feliksowi. – Słyszałem tylko piskliwy wrzask, a potem zniknąłeś mi z oczu.
– Jestem idiotą – odpowiedział spokojnie Feliks, unosząc lewą stopę do góry i podwijając nogawkę dżinsów. Gilbert pokiwał głową na widok wyraźnego obrzęku w okolicach kostki.
– Nic nowego – zgodził się Prusy. – Jak żeś to zrobił?
– Normalnie – Feliks westchnął. – Szedłem, szedłem, zagapiłem się, wpadłem i już miałem przerąbane.
– Idealnie podsumowałeś swoją historię.
– Spierdalaj.
– Dobra – Gilbert obrócił się na pięcie i złapał za wystające z ziemi korzenie, by się podciągnąć do góry. Rów był całkiem głęboki. – Do zobaczenia w domu.
– Ej! – Feliks wywrócił oczami. – Zostawisz mnie tutaj tak? Na mrozie? Rannego? Z dala od siedzib ludzkich...? Masz ty rozum i godność personifikacji? – spytał z wyrzutem.
– Nie możesz chodzić? – Prusy obejrzał się przez ramię. – Kiedyś widziałem, jak dreptasz przed siebie z kulą w obojczyku i pogwizdujesz, a teraz mi próbujesz wmówić, że głupia skręcona kostka cię unieruchamia? Masz mnie za głupiego czy co...?
– Kondycja mi się ostatnio pogorszyła – wymamrotał Feliks pod nosem.
– Pogorszyła? – Gilbert zerknął na niego i zmarszczył brwi. – Serio?
– Nie dam rady wstać. Próbowałem parę razy.
– Ile dokładnie?
– Siedemnaście.
– I mnie nie zawołałeś, idioto? – Gilbert westchnął i pokręcił głową. – To faktycznie, chyba ci gorzej... – dorzucił, mrużąc oczy i przyglądając się nodze. – A jednak nie wygląda tak źle...
– Kiedyś dreptałem z kulą w obojczyku i wiele mi nie było – powtórzył po nim Polska, sięgając po nóż, składając go i wrzucając do koszyka. – Chyba się starzeję.
– Tysiak na karku – Gilbert pokiwał głową z nieprzeniknioną miną. Podszedł bliżej i stanął przy Feliksie. – Daj rękę, staruchu.
Feliks z ulgą złapał za znajomą dłoń i pozwolił pociągnąć się do góry. Stanął na drugiej, zdrowej nodze i dla utrzymania równowagi oparł się o ciało Gilberta. Ten lekko otoczył go ramieniem, przytrzymując przy sobie.
CZYTASZ
[aph] Siódemka
FanfictionOne-shoty pruspolowe: PrusPol Week 2020, PolPru Week 2023 i PolPru Week 2024 oraz inne! Feliks i Gilbert są... po prostu sobą. Mnogość gatunków, mnogość settingów, po prostu zbiorek.