Sobota, w którą znów dzielą poduszkę

548 41 2
                                    

PrusPol Week 2020 - dzień 6: redraw swojego rysunku lub narysowanie ulubionej sceny z fanfika

...a ponieważ nie rysuję, zrobiłam to po swojemu - wracając do "Poduszki", mojego pruspolowego one-shota z 2017, w tym małym sequelu :3



Feliks czaił się w ciemnym kącie między drzwiami wejściowymi a ścianą, czekając na osobę, która zaraz miała wrócić do domu.

Pod bosymi stopami, obolałym po całym dniu pracy w fabryce, czuł cienki perski dywan. Na plecach podobnie – tę koszmarną fuszerkę murarską przy futrynie, której wszyscy udawali, że nie widzą, w końcu trzeba było czymś zasłonić. Mimo tej izolacji Feliks i tak czuł w okolicy łopatek chłodnawy powiew, przenikający z zewnątrz przez dziurę.

Późny kwiecień miał to do siebie, że temperatury ciągle bywały nieprzyjemne, Polska jednak zaciskał zęby i niestrudzenie trwał na stanowisku, byle tylko dopaść Białoruś, nim Iwan zauważy jej powrót.

Od czasu do czasu głupio się uśmiechał; konieczność dzielenia jednej poduszki – nadal nie dowiedział się, kto podprowadził drugą, ale Feliksowi niezbyt zależało na jej odzyskaniu – sprawiała dziwnym trafem, że chodził teraz o wiele bardziej zadowolony niż przez kilka ostatnich lat.

W końcu usłyszał przed domem znajomy stukot obcasów. Wziął głęboki oddech i gdy tylko Natalia, po przekręceniu klucza w zamku, weszła do środka, wyskoczył zza drzwi.

– Nataszko, to ja, nie wołaj Iwana... – zaczął pośpiesznie zduszonym szeptem, łapiąc Białoruś od tyłu i, dla pewności, zatykając jej usta dłonią. Następnie, wiedziony instynktem, szarpnął ciałem do tyłu, więc nóż, który zmaterializował się jakimś sposobem w rękach Natalii, trafił w pustkę. Po tym dość wyraźnym ostrzeżeniu Feliks cofnął palce, bojąc się, że szansa na ich utratę jest całkiem realna. – No przepraszam, ale...

– Ostatni raz się do mnie zakradasz, Felia – warknęła Natalia szeptem. Odetchnęła z ulgą, gdy już zorientowała się, kim jest napastnik. – Zabieraj te łapy i mów, o co ci chodzi.

Feliks nie zamierzał ignorować tego ostrzeżenia – jeszcze miał trochę instynktu samozachowawczego. Odkaszlnął.

– Nie masz tego więcej? – zapytał nieco spłoszony, czując jak twarz zaczyna mu płonąć.

Czego więcej? – Białoruś obróciła się na pięcie, a jej długa spódnica zawirowała dookoła. Schowała składane ostrze do kieszeni. – Dopiero co wróciłam z roboty i padam na pysk, mów konkretnie.

– No wiesz – mruknął Polska, uciekając wzrokiem. – Tego twojego... fajnego absyntu. Tego miłosnego – dorzucił jeszcze dla pewności, bo właściwie to nie miał pewności, czy Natalia akurat nie pędzi jakiegoś innego u siebie. W tym domu była to powszechna forma spędzania czasu wolnego.

Białoruś westchnęła ciężko i posłała mu mrożące krew w żyłach spojrzenie. Ze względu na pokrewieństwo i długowiekową znajomość, Feliksa niezbyt to obeszło.

– A więc masz coś wspólnego z tym, że tydzień temu mój prezent dla Waniuszki dziwnym trafem zniknął z barku...? – zapytała przez zęby. – Musiałam znowu... Myślałam, że to ten kurdupel Łotwa...

– Noo, on też miał w tym udział – przyznał Feliks, ale zaraz potem uśmiechnął się uspokajająco do kuzynki. – Nataszko, słuchaj... Ja ci to wynagrodzę... – zaczął przymilnie, kładąc dłoń na ramieniu Białorusi i pochylając się ku niej. – Naprawdę... tylko zdradź mi przepis, co?

Natalia chwilę przypatrywała mu się ze zmarszczonymi brwiami; potem w jej oczach zajaśniało zrozumienie. Feliks posłał jej zachęcający uśmiech.

– To przez mój absynt ty i ten dupek każdej nocy...? – wymamrotała, ledwo poruszając ustami. – Naprawdę, róbcie to ciszej, do cholery...

– Słyszałaś? – zapytał zbity z tropu Polska i nieco się wyprostował.

– Oczywiście – prychnęła, wywracając oczami. – Każdy słyszał. A Waniuszka codziennie przy śniadaniu, na które zwykle przychodzicie spóźnieni, dopytuje o szczegóły, czy czegoś przypadkiem nie wiemy. Nie zamierzam więcej odpowiadać na pytania, jak. Reszta też nie.

Feliks, zmieszany, nieco się odsunął.

– No wiesz... – mruknął pod nosem, nie wiedząc, gdzie ma podziać oczy. – On raczej wie, jak... – Widząc, jak oczy Białorusi ciskają gromy, postanowił nie kończyć tego zdania. – Ech... Nataszko, proszę cię bardzo... Dawno się tak dobrze nie czułem... Wiesz, tyle ochoty na... Nie ma nic złego w miłości, nawet jeśli jest... troszkę umagiczniona... prawda? Znaczy, chyba? – Feliks zmarszczył lekko brwi, bo po raz kolejny, odkąd budził się na poduszce Gilberta, naszły go pewne wątpliwości, czy aby to na pewno właściwe.

Z drugiej strony, jak teraz o tym myślał, to przez ostatnie dwadzieścia lat spędzonych w jednym pokoju znacznie się do Gilberta zbliżył, nawet jeśli do tej pory objawiało się to we wspólnym piciu i wzajemnym bluzganiu. Może taka była kolej rzeczy...?

Natalia ciężko westchnęła.

– Posłuchaj, Felia, to nie jest eliksir miłosny – powiedziała w końcu niechętnie, rozwiewając jego wątpliwości. – Chciałabym, żeby tak było, ale nie. To jest jak podpałka. Nie zapali czegoś, co nie jest palne. Gratulacje. Zrobiliście z tego lepszy użytek niż ja – dodała gorzkim tonem.

Och. Polska przyjrzał się jej uważniej; pod wpływem jego łagodnego spojrzenia odwróciła wzrok, a on przysiągłby, że to, co ujrzał, było rozczarowaniem.

– Dałaś to już Iwanowi? – zapytał, bacznie obserwując jej reakcję. Co prawda, nigdy nie uważał tej fascynacji Iwanem za zdrową, ale widok opuszczonych kącików ust kuzynki nagle nieco go zabolał. – Nie zareagował...?

Natalia w odpowiedzi obróciła się na pięcie.

– Pytaj Kateriny o skład – rzuciła oschle przez ramię. – To jakaś stara wiejska receptura, zielska dodane do alkoholu. Narkotyzujcie się tym, ile wam się tylko podoba, tylko, do jasnej cholery, bądźcie w nocy cicho. Ludzie tu pracują. Zadowolony...?

– Bardzo – Feliks mrugnął do Białorusi. – Nie masz ochoty iść na koncert Rolling Stonesów? – zapytał nagle, by trochę rozładować atmosferę. – Dzisiaj grają w Warszawie, mogę to załatwić...

– Zachodni zespół? – zapytała zdumiona Natalia, znów się ku niemu obracając i podchodząc dwa kroki do przodu. – Czym ty im zapłaciłeś, Felia?

– Wagonem wódki, a czym? – odparł spokojnie Feliks. – Chcesz bilety? Na pocieszenie? Mogę dwie osoby jeszcze przemycić...

Milczała przez chwilę; potem skinęła głową i w końcu jej wargi oświetlił delikatny, nieśmiały uśmiech.

– Chętnie – szepnęła, przygryzając wargę. – Taurys puścił mi kiedyś winyl, który załatwiłeś. Całkiem niezła ta muzyka.

– Może podajesz magiczne alkohole złej osobie? – zasugerował Feliks; potem pojednawczo uniósł dłonie, bo Białoruś znów zmroziła go wzrokiem, tym razem jednak jej jasne policzki nieco poróżowiały. – Nic nie mówiłem.

Zarzuciła włosami i odeszła; nim zniknęła u siebie, minęła się z wychodzącym z kuchni Gilbertem tak szerokim łukiem, jaki tylko był możliwy w ciasnym korytarzu. Feliks westchnął.

– Co tak spiskujecie? – zapytał Prusy, zerkając podejrzliwie za siebie.

– Nic, nic – Feliks uśmiechnął się szeroko; korzystając z tego, że byli w korytarzu już całkiem sami, przyciągnął Gilberta do siebie i przycisnął swoje usta do jego warg. – Co u ciebie?

– Wiem, kto zwinął twoją poduszkę – mruknął triumfalnie Gilbert. – Przeprowadziłem śledztwo i, tak jak podejrzewałem od samego początku, to ten bałtycki kurdupel. Chciał ją wymienić na butelkę bimbru od Ukrainy. Chcesz go dopaść, porozmawiać o konsekwencjach kradzieży i odebrać swoją własność nim pójdziemy na koncert czy potem?

– Wiesz co – Feliks zachichotał cicho, czując jak usta drugiego mężczyzny przesuwają się w górę jego policzka aż do skroni. – W sumie, pieprzyć tę poduszkę. Niech ją sobie wymienia. Wyszliśmy chyba na tym lepiej niż on.

[aph] SiódemkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz