Rozdział 1

160 7 0
                                    

Chyba jest szczęśliwa. Ma przyjaciół, kocha i jest kochana. Tak, zdecydowanie jest szczęśliwa. Ale dla niej to nie takie proste. Mimo wszystko coś w jej sercu jest siężkie, na tyle aby nie pozwalać jej normalnie żyć. Nie ważne ile czasu poświęciła by na prubach usunięcia tego siężaru on i tak na nowo się pojawi.
-Jesteś aniołem idiotko. Jesteś aniołem który sprawia, że ziemia jęczy kiedy po niej chodzisz.- Amy mówiła do swojej dobrej przyjaciółki, mówiła to nie po to aby ją pocieszyć czy coś uświadomić. Powiedziała jej to bo czuła, że w tej chwili jest to odpowiednie.
Emma popatrzyła się na nią dziwnie zakszutuszając się jakby powietrzem. Dziewczyna która przypominała anioła i prawdopodobnie nim była. Najmilsza osobą jaką znała, która według niej zasługiwała na wszystko co najlepsze.
-A tobie co?- I miała pełne prawo się dziwić. Amy miała chwile w których zapominała i robiła dziwne żeczy. Jeszcze nie dokońca przywykła.
-Mówiłam prawdę, ale jeśli Ci się nie podoba to przepraszam...
-Skąd ty wzięłaś tego anioła?- Trudno. Ona nie ma lustra i nigdy nie widziała swojej twarzy. Nawet nie wie jaki ma charakter. Biedna żyję w nieświadomości.
-Tak jakoś.
Dwie dziewczyny siedzące na ławce w parku. Zwykłe uczennice. Obie blondynki jedna jaśniejsza, z włosami wpadającymi w pewien odcień żółci, druga raczej ze złotymi. Niebieskimi i miodowymi oczami. Widać, że dobrze się czuływ swojej obecności. Jedna oparła głowę na ramieniu drugiej i tak zastygły śmiejąc się i rozmawiając. Emma i Amy. Przyjaciółki które roztaczały wokół siebie spokojną aurę. To było naprawdę przyjemne.
-Jesteś szczęśliwa?
-Anioł czy bóstwo. Co za różnica...
-O co ci chodzi?- To pytanie wydawało się głupie, ale mimo wszystko było jak najbardziej na miejscu. Bo skąd miała wiedzieć o co jej chodzi?
-Wiesz, czytasz mi w myślach. Nie wiem czy potrafią to bogowie czy aniołowie, a może obydwoje potrafią? Nie wiem, ale wiem, że jesteś jednym z nich.-Szybkie wytłumaczenie jakże pokrętnego trybu myślenia.
-Zadawałaś sobie to pytanie?
-Przed chwilą, to nie mógł być przypadek.
Ona nie wierzyła w przypadki. Dziewczyna siedzącą obok niej musiała być aniołem bo inaczej nie miało by to sensu. Była jej prywatnym aniołem strurzem którego kochała całym sercem.
-I jaka była odpowiedź na to pytanie? Tak czy nie?- Jak jej przyjaciółka miała za pokrętny tryb myślenia to ona wręcz boleśnie banalny. Jednak nie odpowiedział. Milczała. Zapadła cisza która była dosyć przygnębiającą, męcząca. Co ma odpowiedzieć? Czy mogła by powiedzieć, że nie wie? Ale czego ma nie wiedzieć? Albo jest się szczęśliwy alebo nie. To proste. Tak czy nie, lewo czy prawo, górą czy dół. Okrutnie nieoczywiste, za trudne dla niej.
- Szczęście to pojęcie względne i wiem że brzmi to głupio, ale tak uważam.-Ona jej nie wyśmieje. Tego była pewna. Ale ciągle brzmiało jak żywcem wyrwane z podręcznika.
-Czyli nie jesteś szczęśliwa?
-Teraz jestem, zawsze kiedy jestem z tobą jestm szczęśliwa.
-A kiedy jesteś z Mikey'em?
-Jestem najszczęśliwsza.

Jego siostra była aniołem, a on sam był istotą którą trudne było przypisać do jakiejkolwiek grupy. Wydawał się przywdziewać maskę któą nosił od początku ich znajomości. Jednak czasami, mimo wszystko, kiedy przebywali razem czasami zdejmował ją i pokazywał swoją prawdziwą stronę. Tą którą ona kochała nader wszystko. I to był on. Najbardziej skryty chłopak jakiego znała i osoba jaką najbardziej kochała.

Poznali się dwa lata temu. W okolicznościach które mogły przypominać bajkę. Bo oto książę uratował księżniczkę. Tak to brzmi kiedy opowiada się tą historię.
Ona wracała do domu razem z Emmą. Wtedy znały się dopiero od kilku miesięcy. Szły w kierunku dworca, jednak bocznymi ulicami, bo nie lubiły ruchu. Samą Emmę najczęściej odbierał brat którego Amy nie widziała ani razu. Słyszała o nim tylko tyle że jest od nich obydwu o rok starszy i nazywa się Manjirou jednak wszyscy mówili mu Mikey. Ich znajomość rozpoczęła się kiedy ona miała dwanaście, a on trzynaście lat.
To było normalne, dwie uczennice wracały razem do domu. Nic specjalnego. Tylko zamiast główną ulicą gdzie tłoczyło się bardzo dużo ludzi, one poszły żadko kiedy odwiedzanymi uliczkami. Ciemny zakątek i młode dziewczyny które w niego wpadły. Kilkoro wyższych łopaków niektórzy wydziarani. Inni byli całi wykolczykowani. Tak to jest, słabi są ofiarami. One były widocznie słabsze. I zanim się zbliżyli, wbiegł Mikey. Wtedy było to tak szybkie i silne, że ledwo nadawało się nad jego ruchami. A to było zwykłe kopnięcie.
I tak się poznali. W tak zwykły sposób, po prostu. On przybył pierwotnie na ratunek swojej sistrze, ale wtedy poznał taż miłość życia.
Tak to się zaczęło.
Ona pamięta jego dziwny wyraz twarzy. Jakby się zawiesił, ale też nie pokazywał uczuć. Wtedy też ona się zakochała. A może zakochała się kiedy pierwszy raz go zobaczyła? Albo od kąd poczuła jego obecność? Tego nie wiedziała.
On pamięta jej pełne emocji oczy. Wtedy pomyślał, że są one niesamowicie, oszałamiająco piękne. Oczy w których dostrzegał setki emocji. I w pewnym stopniu dostrzegał siebie. Ale nie pod względem, że była do niego podobna. On już wtedy wiedział, że jest od niego lepsza, że nie ma szansy być jak ona. Była jak woda, spokojna będąca w stanie zaspokoić każdego. Mikey tonął w jej oczach. Za pierwszym razem i za każdym następnym. Upajał się jej obecnością bo była jedyną istotą którą była wstanie zaspokoić jego pragnienie.
Dwoje młodych ludzi i ich dziwne odczucia które były tak oczywiste, że aż mało prawdopodobne. I do złudzenie przypominały iluzję przez to jak piękne były. Bo obydwoje znaleźli, nie osobę podobną do siebie, ale stanowiącą całkowite przeciwieństwo. Będącą wstanie zagłuszyć każde wady.
-Głupia.- Właśnie, za pierwszym razem kiedy się spotkali, pomijając ten wzrok, całkowicie ją ignorował. Na początku skarcił Emmę, a potem udawał, że dopiero co ją zauważył. Teraz, czasami kiedy o tym myślą, ale to było coś co było początkiem ich relacji.
-Ty jesteś głupi zapewne postraszyli by i by sobie poszli... właściwie co ty tu robisz?
-Przechodziłem sobie, tak poprostu, jak wy.
-W tej części miasta? Twoje gimnazjum jest po drugiej stronie!
-Właaaaśnie! Kto to?- Wskazał na nią palcem, perfidnie nawet według Amy. Śmieszne, bo teraz była by pierwszą osobą na którą zwrócił by uwagę.
Ona sama nie wiedziała co ma zrobić. Chyba chciała mu przygadać, ale potem zrobiła to trochę inaczej.
-A taka, tam jedna, nie zwracaj uwagi.- W tej samej chwili chwyciła Emmę za nadgarstek i pociągnęła za sobą. Chyba chciała mieć pewność, że jej nie zignoruje. Z perspektywy czasu teraz widzi, że trochę ją wykorzystała. I zrobi to on I ona w całej swojej historii wiele razy. Obydwoje będą jej za to wdzięczny do końca życia.
-Chodź Emma, mam świetne plany na dziś.-I w tym momencie to Mikey chwycił nadgarstek Emmy.
-Taaaa, jasne. Emma idzie ze mną.

Skończyło się na tym, że Emmą zaopiekował się Mikey. W pewnym momencie była już chyba zirytowana tą kłótnią i chciała wrucić do domu, czyli z Mikey'em. Amy wróciła i spokojnie zasnęła, a następnego dnia wstała. Wszystko było tak jak zawsze, bo nic się nie zmieniło. Nie miało co się zmieniać. Może w tedy poznała kogoś kto zmienił jej życie, ale przecież nie mogła wiedzieć. Może i cały bieg jej historii obrał całkiem inny nurt, ale tego nie zauwarzy. Nikt tego nie zauważa, wszyscy myślą, że tak miało być od początku. Jednak, jest tylko jedna wersja żeszywistości. I zawsze będzie jedną, jedną.

Następny raz spotkali się przez przypadek. Jak zawsze z resztą. W pewnym momencie natkną się na siebie. Nawet jeśli tego nie chcą.
Padał deszcz, mimo że było ciepło. Jeden z pierwszych dni wakacji, mimo ,że powszedni dzień był jednym z najupalniejszych w historii.
Deszcz był tak gęsty że wydawał cię być przezroczystą, jednak niezwykłe ciężką tkaniną spływającą grubymi fałdami na ziemię prosto z chmur.
Ona chyba wtedy wracała z zakupów.
On nie pamiętał co robił, mimo, że wielokrotnie próbował sobie przypomnieć.
Na ulicach nie było nikogo i nawet ostre rysy budynków rozmywały się przed ścianą opadów. Gdyby nie to, że ludzią ciągle wydaje się że są z cukru, można by było powiedzieć, że jest to idealne przełamanie tabum goronca tego lata. Zamiast ciągle siedzieć przy wiatraku i jeść lody można wyjść na deszcz i pozwolić by cię zalał. Ona była osobą trochę inną od wszystkich. Osobą która nawet gdyby naprawdę była z cukru nie była by wstanie oprzeć się tak pięknemu, rozlewnemu i gęstemu deszczewi. Bo kochała deszcz, właśnie dzięki niemu świat się odradzam i pokazywał swoje prawdziwe oblicza, które nacodzień są ukryte. Tak myślała i nikt, ani nic nie było w stanie ją od tego trybu myślenia odwieść.
Wtedy Mikey stał post okryciem przystanku autobusowego. Teraz pamięta tą chwilę jako jedną z najpiękniejszych w życiu. Bo wtedy zobaczył ją tańczącą w deszczu, ubraną w białą sukienkę i śmiejącą się. Kiedy o tym myśli wydaje się to do niej takie podobne. Ale wtedy w ogóle jej nie znał. Nie znał jej dziwactw i chumorów. Jednak kiedy patrzył jak jej postać przesuwa się wśród kropel wody i w niektórych miejscach światło latarni rozjaśniać jej sylwetkę coś w nim drgnęło. Coś małego ale bardzo znaczącego. Widział jej śmiech i to, że jest szczęśliwa.
I jakimś cudem jej szczęście przelało się na niego. Najpierw wyciągnął rękę aby dotknąć kropel wody. Były ciężkie jednak sposób w jaki udeżały w skórę był przyjemn, ciepłe i gęste krople rozgrzewały. Powoli wyszedł z pod zadaszenia.
Był to pierwszy raz kiedy tańczyli na deszczu. Całkowicie improwizowanie jak za każdym razem. Ale właśnie to sprawiało, że było takie wyjątkowe.
Zaczą obracanie się i skakać. Robił jak mu się wydawali coś podobnego co ona. Ale nawet jeśli nie, to nie ważne. Bo wtedy był szczęśliwy i nie zamienił by tej chili na żadną inną.
-To ty?-Kszykneła, bo szum kropel pochłaniał wszelkie dźwięki. Zauważyła go i podeszła do niego. Mikey ją widział, jej zarumienioną skórę, jej włosy które kiedy były mokre stawały się prawie czarne i jej oczy, cudowne oczy.
-Tak, to ja.
-Co ty tu robisz?
-Przechodziłem... znowu.- Nie wiedział jakiej reakcji się spodziewać, ale napewno nie śmiechu.

Tonąć-MikeyxOCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz