Przeniosłam wzrok na Vincenta.
-Jesteś gotowa opowiedzieć nam dokładnie wszystko co się stało jak cię porwano?- zapytał Vincent.
-Chyba... tak- odpowiedziałam.
Nie miałam ochoty o tym rozmawiać, ale wiedziałam, że ta rozmowa się i tak odbędzie więc chciałam mieć też już ją za sobą.
Opowiedziałam braciom wszystko, a gdy opowiadałam jak mnie torturowali, napinali mięśnie i zaciskali szczęki.
A jak mówiłam jak postrzeliłam jednego i zastrzeliłam drugiego, z ich twarzy można było odczytać coś w stylu zmartwienia, ulgi i dumy.
Po kilku minutach rozmowy przyszła chińszczyzna którą zamówili chłopcy.
Okazało się, że nie mogę narazie jeść niektórych rzeczy i byłam zła bo tak pachniało chińszczyzną i tak miałam na nią ochotę, a mogłam jeść tylko to co dostanę od pielęgniarek.
Więc gdy chłopcy wzięli się za jedzenie swojego makaronu, ja patrzyłam jak go jedzą z naburmuszoną miną.
Dostałam po niedługim czasie też swoje jedzenie które średnio mi smakowało.
Po paru dniach w szpitalu mogłam już siadać i chodzić co prawda niektóre ruchy powodowały ból, ukłucie w okolicach żeber i też czasem pieczenie tam gdzie miałam jeszcze niezagojone rany.
Gdy szłam umyć zęby i twarz, zawsze oglądałam swoje posiniaczona i poranione ciało.
Miałam dwa albo trzy razy więcej siniaków niż gdy zostałam porwana przez brata Leo, nie wspominając już o ranach.
Jest po dwudziestej pierwszej i dopiero co wyszli już ze szpitala moi bracia.
Każdy chciał zostać, ale niestety nie mogli bo młodsi bracia mieli szkołę, a starsi pracę.
Mój telefon zawibrował.
Zerknęłam na niego.
Napisała do mnie Mona i okazało się też, że miałam kilka nieodczytanych wiadomości od Leo.
Leo napisał, że wie co się stało, że życzy mi szybkiego powrotu do zdrowia i pytał jeszcze jak się czuję.
Odpisałam mu i odrazu wzięłam się za pisanie z Moną.
Też spytała się jak się czuję i mówiła, że w szkole jest mnóstwo plotek o mnie i o tym co się stało, że każdy opowiada inną wersję i tym podobne.
Gdy zrobiłam się śpiąca, pożegnałam się z Moną i poszłam umyć zęby.
Wyszłam z pokoju i szłam znanym mi już korytarzem bo niestety nie miałam własnej łazienki pomimo że osoby które mają takie obrażenia jak ja powinny mieć własną łazienkę.
Dotarłam do łazienki, umyłam zęby i twarz.
Nie mogłam jeszcze brać prysznica, ponieważ miałam nadal założone szwy.
Wysyłam z łazienki i zmierzałam w kierunku mojego pokoju, gdy nagle znieruchomiałam.
Złapałam kontakt z pewnym mężczyzną, ale nie zwykły mężczyzną...
Był młody, tak po dwudziestce i dobrze zbudowany.
Miał bandaż na nodze i stał oparty o kule.
Niby normalne bo każdemu może się coś stać w nogę, ale on miał bandaż na tej samej nodze w którą postrzeliłam jednego z porywaczy.
Przeraziły mnie też jego oczy - mocno zielone czyli takie jakie miał ten którego postrzelilam w nogę.
Mało tego.