-Nie!- krzyknęłam.
Upadłam na kolana przed trumną.
-M-mamo- głos mi się złamał, a ja na nowo poczułam się jak wtedy, gdy dowiedziałam się o jej śmierci.
Łzy rozmazały mi obraz przed oczami.
Nie myśląc długo przytuliłam się do bladego jak ściana, zimnego, a przede wszystkim martwego ciała mojej nieżyjącej mamy.
Przytulając się tak do niej, minęły z cztery minuty.
Cała zapłakana oderwałam się wreszcie od nieżyjącej mamy i zauważyłam, że pomoczyłam łzami jej ulubiony obcisły golf.
Coś zaszeleściło za moimi plecami.
W popłochu spojrzałam za siebie.
Nic tam nie było, tylko ciągnącą się pustka, a później las.
Odwróciłam w stronę mamy, a gdy znowu coś zaszeleściło i spojrzałam za siebie, ujrzałam postawnego mężczyznę z maską dziecka, taką podobną jaką miała eleven w drugim sezonie z serialu stranger things i trzymał sikiere.
-C-co?!- spanikowałam przez co mój głos zabrzmiał piskliwie.
To były chyba jakieś żarty!
Podniosłam się natychmiast, nie odrywając wzroku nawet na chwilę od tego człowieka.
Zaczął powoli iść w moją stronę, a moje sparaliżowane ciało chciało się rzucić biegiem uciekając przed nim, ale nie mogło.
W końcu gdy był jakieś dziesięć metrów ode mnie, odzyskałam kontrolę nad ciałem i zaczęłam uciekać.
Biegłam tak szybko jak tylko potrafiłam.
Nadal biegnąc, odwróciłam się za siebie, aby zobaczyć czy za mną biegnie, ale go już nie było.
Zanim jednak zdąrzyłam się zatrzymać i rozejrzeć gdzie on u licha się podział, ktoś złapał mnie od tyłu i wbił mi coś ostrego w brzuch.
Wydarłam się.
To nie może się znowu dziać!!!
Odwrócił mnie zwinnym ruchem przodem do siebie, a ja ujrzałam kolejną osobę z jeszcze inną, dziwniejszą i straszniejszą maską.
Odrazu, gdy mnie tak odwrócił wbił mi ponownie tę ostrą rzecz w brzuch, która zapewne była jakimś nożem.
Odepchnął mnie tak, że z krzykiem upadłam na plecy.
Nie zdążyłam nawet otworzyć oczu po upadku, a znowu poczułam jak coś ustrego wbija mi się z boku brzucha.
Za czwartym dźgnięciem wyplułam krew, która zgromadziła mi się w buzi, i oplułam sobie nią twarz, kawałek szyi i chyba nawet trochę dekolt.
Nawet się nią trochę zakrztusiłam.
Kolejne dźgnięcie, a ja popatrzyłam w bok.
Ujrzałam Will'a.
Niemożliwe.
Niemożliwe żeby widział jaka krzywda mi się dzieje i nie reagował.
Stał dosyć blisko bo około pięć metrów ode mnie.
Jego twarz była zmartwiona i on sam wyglądał jakby chciał mi pomóc, ale z niewiadomego powodu nie mógł.
To nie mógł być Will.
Will ani w ogóle żaden z braci by się tak nie zachował gdyby widział, że dzieje mi się jakakolwiek krzywda.
Will patrzył prosto na mnie z łagodnymi jak zawsze oczami.
Kolejne dźgnięcie.
Kolejny mój krzyk.
Spojrzałam na Will'a błagałbym wzrokiem.
-Will proszę pomóż.- błagałam ledwo będąc w stanie się już wysłowić.
Nie zareagował.
Wiedziałam, że to już koniec.
Kolejne dźgnięcie i zamknęłam oczy.
Gdy po chwili je otworzyłam, widziałam już z góry siebie leżącą na trawie i całą we krwi.
Miałam ją na twarzy, szyi, dekoldzie, rękach, a cała moja bluzka niewiadomo jakiego już pierwotnie koloru, była dosłownie cała bordowa od mojej krwi.
Will nadal stał w tym samym miejscu i się na mnie patrzył tymi samymi łagodnymi oczami w dodatku teraz już się lekko uśmiechając tak jakby w ogóle nie było mu przykro, że stała mi się tak wielka krzywda.
A ten człowiek który mnie zabił, zniknął.