Po tym co zobaczyłam poczułam ukłucie w sercu.
Ale czy ja w ogóle już mam serce?
Skoro już nie żyje to chyba nie mam, nie?
Nie czułam już żadnego bólu.
Nie zorientowałam się nawet kiedy znalazłam się w czarnej odchłani z małym jasnym światełkiem gdzieś daleko.
Z czystej ciekawości zaczęłam podążać w tamtą stronę.
Już po pięciu pierwszych krokach, zamarłam.
Dostałam déjà vu.
Czy to przypadkiem nie było tak samo jak umierałam na oczach Vincenta?
O boże.
Ja naprawdę umarłam.
Ale musiałam umrzeć z innego powodu niż ten w którym byłam dźgana nożem na oczach Willa, gdy ten stał bezczynnie i nic nie robił bo... to przecież nie możliwe.
Nie możliwe, żeby Will się tak zachował.
A może ja wcale nie umarłam i to jest tylko tak bardzo realistyczny sen?
Znowu zaczęłam zmierzać w stronę światła.
Czułam się jak bohater książki lub filmu który właśnie umarł i zmierza w stronę światła podczas, gdy jego bliscy są w rozpaczy.
Teraz już stałam krok od białego światła, a gdy zrobiłam ten jeden krok i znalazłam się w świecie gdzie słowo ból nie istnieje, zauważyłam swoją mamę.
-M-mamo?- wychrypiałam słabo.
Mama mi nie odpowiedziała, a za to podeszła i mnie przytuliła.
Ja również obiełam ją ramionami.
Będąc w jej objęciach poczułam jak wraca do mnie coś, nie wiem jakieś uczucie które dawno temu utraciłam i odzyskałam je na nowo teraz.
Nadal będąc w jej ramionach zapytałam:
-Czy ja...- zawiesiłam na chwilę głos - ja umarłam...?
Czyli tak miała wyglądać moja śmierć?
Miałam umrzeć jako szesnastolatka z całym życiem przed sobą?
Mama na chwilę się odsunęła tak, aby spojrzeć mi w oczy. Jej były załzawione i lekko zaczerwienione.
-Jeszcze nie. To jeszcze nie czas... Ale jesteś na granicy śmierci...- zapłakała, a mnie zabolało serce widząc ją w takim stanie.
-Jak to na granicy?
-Musisz się w jak najszybciej obudzić bo inaczej zostaniesz tu na zawsze.
Z jednej strony chciałam żyć bo nie mogłam tak poprostu zostawić braci po tym wszystkim co dla mnie zrobili, a ja nie wierzę w to, że Will pozwolił mnie zadźgać, to musiał być sen.
A z drugiej strony chciałam być blisko mamy i zakończyć swoje cierpienie jakie ten okrutny świat na mnie zesłał.
-Ale ja nie wiem czy chce tu zostać czy wracać do braci.
-Posłuchaj Hailie. Powiem to raz i nie będę się dwa razy powtarzać. Musisz się obudzić, zaraz powiem ci jak to zrobić, ale musisz, słyszysz? Masz dopiero szesnaście lat. Całe życie przed tobą, studia, kariera, przyjaciele i wiele, wiele wspaniałych chwil razem z twoimi braćmi i ojcem. Musisz się obudzić. Teraz. Czy wyrażam się jasno?
Pokiwałam niepewnie głową.
Nigdy nie mówiła do mnie w ten sposób i nawet się trochę przestraszyłam bo w tej chwili przypominała mi Vincenta.
Teraz patrzyłam z góry jak lekarze i pielęgniarki próbują mnie uratować.
Nawet nie wiem jak to się stało, że widziałam siebie w szpitalu.
Personel szpitala przychodził i wychodził.
Było straszne zamieszanie.
Chciałam spędzić jeszcze trochę czasu obok mamy której mi zawsze brakuje w trundych momentach, ale mama kazała mi się obudzić więc musiałam to zrobić.
Korzystając ze wskazówek mamy obudziłam się.
Otworzyłam oczy, zamrugałam i musiałam poświęcić kilka sekund, aby obraz który miałam przed oczami nie był taki rozmazany.
W salce wciąż panowało zamieszanie.
Byłam w tej chwili ogłuszona.
Nie słyszałam w ogóle głosów lekarzy i pomimo masek które mieli na sobie, widziałam, że coś do siebie mowią.
Słyszałam tylko przeciągły pisk.
Dopiero po chwili uderzył we mnie ten hałas jaki tu panował.
Odrazu, gdy się ubudziłam, lekarze zaczęli mnie badać, a ja będąc przytłoczona tym wszystkim zamknęłam oczy, ale nie spałam.
Czy ja doznałam śmierci klinicznej...?